Czy współpraca między zawodami medycznymi jest potrzebna? A jeśli tak, to jak powinna ona wyglądać? Jak możemy nawzajem uzupełniać się swoją wiedzą i doświadczeniem, by wspólnie służyć dobru pacjenta? Na te i wiele, wiele innych pytań spróbujemy odpowiedzieć w ramach nowego cyklu „Skonsultujmy się z…”, przeprowadzając rozmowy z lekarzami, pielęgniarkami, fizjoterapeutami, diagnostami laboratoryjnymi i innymi przedstawicielami zawodów medycznych. Pierwszym naszym gościem będzie pani Aleksandra Zając – lekarz Medycyny Stylu Życia. Z lektury dzisiejszej rozmowy dowiemy się, o co dba ta stosunkowo nowa dziedzina medycyny, jakimi zasadami się kieruje i jak są one ważne dla naszego zdrowia. Poznamy mnóstwo praktycznych porad, które możemy wykorzystać w naszej codziennej pracy, a także… dla własnego lepszego samopoczucia i witalności! Zapraszamy do lektury!

Aleksandra Zając ukończyła studia lekarskie na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Obecnie pracuje jako lekarz POZ, a także jako lekarz Medycyny Stylu Życia, prowadząc konsultacje stacjonarnie i online. W wolnym czasie dzieli się refleksjami i edukuje w zakresie zdrowia na Instagramie oraz na blogu olazajac.pl. Prywatnie pasjonatka gotowania i dobrego, wegetariańskiego jedzenia, reportaży (pisanych i słuchanych), tańca i psychologii.
Joanna Bilek: Zanim przejdziemy do pytań o Pani pracę i Medycynę Stylu Życia, trochę „zahaczę” o inny temat… Interesuje mnie temat funkcjonowania opieki medycznej na świecie i dlatego chciałam zapytać o Pani praktyki w Rumunii – jakie wrażenia wyniosła Pani z tego wyjazdu? Czy rumuńska opieka medyczna funkcjonuje na podobnym poziomie jak u nas, czy wygląda inaczej?
Aleksandra Zając: Rumuńska opieka medyczna kojarzyła mi się bardzo z tą polską i poziom jest (był? – byłam tam pięć lat temu) podobny. Odbywałam tam praktyki na oddziale chirurgii plastycznej i rekonstrukcyjnej. Wbrew pozorom, bardzo rzadko chodziło tam o poprawianie urody. Częściej pacjentami były osoby po wypadkach. W pamięci zapadł mi pacjent po tragicznym wypadku, który wymagał kompleksowej rekonstrukcji kończyny górnej do przedramienia – rokowania lekarzy nie były zbyt pomyślne. Tam też pierwszy raz widziałam przeszczepy skóry po oparzeniach. Różnicą, którą na pewno wtedy zauważyłam, był stosunek pacjentów do lekarzy. Istniała tam dość wyraźna granica między pacjentem a lekarzem, pacjenci odnosili się do nich z dużym szacunkiem, niektórzy sprawiali wręcz wrażenie uniżonych. Ale być może wynikało to z ciężkości tego oddziału.
Joanna Bilek: A czy miała Pani możliwość „praktykować” jeszcze w innych krajach?
Aleksandra Zając: Tak, byłam też na praktykach w Danii w Aarhus (po IV roku, na pediatrii) i potem kawałek stażu zrobiłam w portugalskim Porto (ortopedia i chirurgia naczyniowa). Dania to – oczywiście – inny świat. Pamiętam, jak raz byłam z lekarką w pediatrycznej poradni przyszpitalnej. Na jednego pacjenta lekarka miała całą godzinę zegarową! A odpadało pisanie dokumentacji, bo dokumentację wszyscy nagrywali tam na dyktafon. Z dyktafonu spisywały to potem sekretarki medyczne. Jedna rzecz, która wtedy mnie też mocno zdziwiła to fakt, że tam codziennie lekarze mieli zmienianych pacjentów. Wytłumaczono mi, że wyznaje się tam koncept „świeżych oczu na pacjenta”. No i komfort pracy – dyżury są maksymalnie 12-godzinne, nie jak u nas, 24-godzinne. W Portugalii zdziwiły mnie e-recepty, których wtedy w Polsce nie było (początek 2019 roku, zaraz potem je wprowadzono) i to, jak niewielki dystans był między lekarzami i pacjentami. W południowych krajach jest zwyczaj mówienia do siebie po imieniu i tak samo jest na oddziale. Natomiast problemy mają podobne, jak my. W czasie, gdy tam byłam, miałam możliwość obserwowania strajku pielęgniarek, które walczyły o lepsze warunki pracy. Wszystkie operacje wtedy stanęły.
Joanna Bilek: Z każdego kraju można przywieźć ciekawe refleksje i nowe doświadczenia, również i w tematach medycznych :). Przejdźmy jednak do naszego dzisiejszego zagadnienia i tego, czym Pani zajmuje się aktualnie… Jest Pani lekarzem Medycyny Stylu Życia (MSŻ) – co właściwie to oznacza?
Aleksandra Zając: Jest takie porównanie, do którego często wracam – że zajmuję się wszystkim tym, co pacjent robi, poza wizytami u lekarza 😉 To świetnie oddaje ideę MSŻ: że tak naprawdę zdrowie w dużej części „robimy” my sami naszym codziennym życiem, codziennymi wyborami. W MSŻ lekarz spełnia rolę podobną do instruktora jazdy samochodem. Jest obecny, przygląda się dokąd jedzie pacjent, zna cel drogi i potencjalne zagrożenia. Ale to od kierowcy-pacjenta zależy dokładna droga, tempo podróży i to on ostatecznie trzyma kierownicę.
Joanna Bilek: Ciekawa refleksja :). A gdyby miała Pani MSŻ określić słowami kierowanymi do osób, które nie miały do tej pory styczności z tym terminem, co można by powiedzieć? Czym zajmuje się ta dziedzina medycyny, czym zajmuje się lekarz MSŻ?
Aleksandra Zając: Zerknijmy na definicję według Polskiego Towarzystwa Medycyny Stylu Życia:
Medycyna stylu życia to dziedzina medycyny, która w oparciu o dowody naukowe wykorzystuje kompleksowe zmiany codziennych zachowań w celu zapobiegania chorobom, odwracania ich skutków oraz wspierania procesu leczenia. Zmiany zachowań koncentrują się głównie w sześciu obszarach (zwanych filarami): palenie tytoniu i inne używki, odżywianie, aktywność fizyczna, radzenie sobie ze stresem, sen i wsparcie społeczne.
Z polskiego na nasze: zajmuję się tym, jak styl życia, nawyki i codzienne wybory wpływają na stan zdrowia. Zazwyczaj pacjenci przychodzą do mnie z konkretnym problemem zdrowotnym (nierzadko już leczonym lekami), który chcą wspomóc odpowiednim stylem życia. Ale to też świetne narzędzie do profilaktyki – im wcześniej uświadomimy sobie, jak ważny jest styl życia w kontekście zachowania zdrowia, tym dla nas lepiej.
Joanna Bilek: Komu zatem możemy polecać wizytę u lekarza MSŻ?
Aleksandra Zając: Każdemu, kto ma ochotę przejąć kierownicę w drodze po własne zdrowie, dowiedzieć się, co w jego stylu życia gra na korzyść, a co na niekorzyść. Kto chce zrobić coś więcej, niż tylko brać leki według zaleceń. Zdobyć wiedzę na temat codziennych nawyków, mających wpływ na zdrowie, przemyśleć, jak można z nimi pracować. Takim osobom, które chcą pracować nad własnymi celami, dopasowanymi do ich życia i zasobów, którym nie wystarcza przeczytane gdzieś „trzeba się ruszać i jeść warzywa”.
Joanna Bilek: Jak zostaje się lekarzem Medycyny Stylu Życia?
Aleksandra Zając: Lekarzem medycyny stylu życia zostaje się przez wyrobienie odpowiedniej certyfikacji, wydawanej przez International Board of Lifestyle Medicine. Należy ukończyć odpowiedni kurs, wziąć udział w jednej z zalecanych konferencji lub w warsztatach, zdać testy w każdym dziale, złożyć własną pracę i potem podejść do oficjalnego egzaminu. Trwają prace nad przetłumaczeniem treści i całego procesu na inne języki, w tym polski, ale póki co – wszystko odbywa się w języku angielskim. Wspomnę też, że również inni specjaliści z zakresu ochrony zdrowia, np. pielęgniarki, psycholodzy, dietetycy, mogą ubiegać się o certyfikację. Procedura trochę się różni w ich wypadku.
Joanna Bilek: Czy orientuje się Pani może, jak uzyskuje się certyfikację w przypadku farmaceutów? Ile trwa sam kurs? Czy zajęcia odbywają się w określonych terminach on-line, czy w dowolnym czasie można przyswajać materiał? Czy są może konsultacje z prowadzącymi?
Aleksandra Zając: Wymagania wstępne – kurs i konferencje – mamy dokładnie takie same. Natomiast „nie-lekarze” nie muszą składać przypadku klinicznego przed egzaminem. Sam egzamin ma też trochę mniejszą ilość pytań. Główny kurs do certyfikacji ma formę e-learningu, składa się z wykładów, prezentacji i testów. Każdy kandydat otrzymuje też fizyczny, papierowy podręcznik, który rozszerza zagadnienia z wykładów. Materiał należy przyswoić (i zdać wszystkie testy z poszczególnych działów) do określonego wcześniej terminu przed egzaminem. Do egzaminu trzeba bowiem złożyć zaświadczenie o ukończonym kursie. W tej edycji, w której ja brałam udział (2021 r.) nie były przewidziane konsultacje z prowadzącymi – nie wiem, czy coś się zmieniło w tej kwestii.
Joanna Bilek: Medycyna Stylu Życia to chyba bardzo „świeży trend” w Polsce? Skąd dowiedziała się Pani o niej, czy na studiach lekarskich mówi się o takiej „specjalizacji”?
Aleksandra Zając: Miałam to szczęście, że moja uczelnia (Warszawski Uniwersytet Medyczny) była „kolebką” MSŻ. To tutaj powstało pierwsze studenckie koło naukowe MSŻ, to tutaj powstał pomysł na założenie Polskiego Towarzystwa MSŻ. Stąd temat był mi bliski, a im dalej szłam, tym bardziej mnie intrygował. Teraz powstaje coraz więcej takich studenckich kół naukowych w całej Polsce, również coraz więcej lekarzy i innych specjalistów zawodów medycznych podchodzi do certyfikacji. Mam nadzieję, że za kilka lat każdy będzie znał pojęcie „medycyna stylu życia” :).
Joanna Bilek: Proszę nam powiedzieć zatem, jak wygląda wizyta u lekarza Medycyny Stylu Życia? Czy terapia u lekarza MSŻ wymaga częstych wizyt?
Aleksandra Zając: Zacznę od końca: to zależy. Niektórzy pacjenci szukają po prostu wiedzy, odpowiedzi na swoje pytania i wtedy wizyta pierwsza może być ostatnią. Niektórzy natomiast chcą rozwiązać jakiś swój problem, np. z niechcianym nawykiem – przykładem może być tutaj palenie papierosów. W takim wypadku efekty przynosi bardziej długotrwała współpraca, ustalenie planu zmiany, celu, potem korekcja, adresowanie bieżących problemów.
Joanna Bilek: A jak wyglądają „recepty” wystawiane przez lekarza MSŻ? Jakie najczęściej padają zalecenia?
Aleksandra Zając: Moje zalecenia to takie podsumowanie wizyty – zbieram wątki, jakie się pojawiły wraz z założeniami i celami, które wspólnie sobie ustaliliśmy. Moim celem jest to, żeby pacjent wychodząc z gabinetu wiedział, jaki jest jego następny krok. Najczęściej stawiane zalecenia dotyczą higieny snu i zdrowszej diety.
Joanna Bilek: Właśnie! Jednym z „filarów” MSŻ jest sen! Czy może nam Pani zarysować, dlaczego warto dbać o higienę snu?
Aleksandra Zając: Odpowiednio długi, regenerujący sen to ładowanie baterii na cały dzień. Bez spania nie jesteśmy w stanie się uczyć, skupić, skoncentrować, czujemy się fizycznie wypompowani, często głodni i jest nam zimno. Kiepski sen ma przełożenie na naszą kondycję psychiczną i fizyczną. Przyczynia się do wystąpienia kryzysów psychicznych, nadciśnienia, chorób sercowo-naczyniowych, nadwagi i otyłości, a nawet nowotworów. Sen jest niesamowicie ważną częścią życia i filarem zdrowego funkcjonowania, a jednocześnie bardzo ostatnio zaniedbywaną. Żyjemy w takiej kulturze, która promuje raczej przepracowywanie się i poświęcanie snu na rzecz innych aktywności. Jednocześnie jest to taki obszar, który często cierpi rykoszetem z powodu innych naszych problemów – stresu, nadmiernej konsumpcji używek, nadmiaru pracy. Jesteśmy otoczeni urządzeniami, które co jakiś czas musimy podłączyć do prądu i naładować. Nie mówimy do swojego smartphone’a „no dalej, zepnij poślady i podziałaj jeszcze trochę, nie mam czasu na ładowanie”. Dlaczego więc tak często traktujemy w ten sposób siebie?
Joanna Bilek: Słuszne porównanie ;). A jak to jest według MSŻ? Czy sen można wspomagać lekami ziołowymi lub melatoniną? Nie pytam o leki nasenne, dostępne na receptę, bo wydaje mi się, że nie jest to najlepsza droga, prawda?
Aleksandra Zając: Być może to będzie zaskoczenie, ale – nawet leki nasenne mają swoje miejsce w terapii bezsenności, jednak stosowane bardzo krótko, w bardzo konkretnych okolicznościach i najlepiej pod opieką lekarza psychiatry. Na pewno nie jest to rozwiązanie na dłuższą metę. Melatonina ma swoje zastosowanie, szczególnie w dwóch sytuacjach: praca zmianowa i tak zwany „jet lag”, przy dalekich podróżach. Nawet preparaty ziołowe mogą być pomocne dla niektórych, szczególnie, jeśli przyczyna bezsenności jest znana (np. stresujący egzamin), sam problem krótkotrwały, a my wiemy, jak reagujemy na dany preparat. Należy uważać jednak, żeby takie środki nie przykryły nam głębszego problemu – szczególnie ostrożni bądźmy, jeśli widzimy, że bez tabletki czy herbatki od razu coś jest nie tak z naszym snem. No i oczywiście trzeba uważać na interakcje lekowe. Zawsze też, nawet przy użyciu leku czy suplementu, należy pamiętać i stosować się do zasad higieny snu.
Czytaj także: Recepta na problemy ze snem
Joanna Bilek: Zatem jak dbać o lepszy sen? Co możemy jako aptekarze doradzać pacjentom kiedy wiemy, że mają problemy ze snem?
Aleksandra Zając: Nie wiem, czy aptekarze mają na to czas i możliwości, ale na pewno warto propagować zasady higieny snu. Jako najważniejsze wymieniłabym tu ograniczenie kawy i alkoholu przed snem (min. 6 godzin „karencji”), niezabieranie do łóżka telefonu, komputera, czy nawet książki i niespędzanie w łóżku czasu, jeśli nie śpimy. To tak na początek. A jeśli chodzi o bardzo krótką poradę: to warto zachęcać pacjenta, żeby podrążył problem. Zastanowił się sam, z czego wynika jego bezsenność, albo chociażby wybrał się do lekarza.
Joanna Bilek: To bardzo cenne informacje! Niestety farmaceuci-aptekarze nie zawsze mają czas, ale w miarę możliwości staramy się doradzać pacjentowi w ramach opieki farmaceutycznej. Przejdźmy teraz do kolejnego filaru MSŻ jakim jest ruch. Wiadomo nie od dziś: sport to zdrowie. Ale: czy zawsze? Albo raczej: czy w każdej postaci? Czym się kierować wybierając sport dla siebie? Czy dla każdego bieganie czy siłownia są wskazane? Jak to wygląda z punktu widzenia MSŻ? Czy są jakieś sporty czy aktywność fizyczna, która będzie dobra dla każdego?
Aleksandra Zając: Oczywiście, że nie każdy ruch będzie korzystny, np. sport typowo wyczynowy to już nie jest sport dla zdrowia, tylko dla wyniku. Wybierając sobie dyscyplinę czy aktywność, polecam się kierować przede wszystkim frajdą z tym związaną i okolicznościami pobocznymi: czy mamy możliwość uprawiać dany sport (bo np. mamy blisko basen), czy mamy towarzystwo do aktywności. Natomiast takim ruchem, który jest w zasadzie dla każdego i jest bardzo niedoceniany, jest aktywność pozatreningowa. Czyli wszystko to, co robimy poza celowymi treningami. Mogą to być spacery, ale też aktywne prace domowe, sprzątanie, taniec, a nawet wiercenie się i gestykulacja. Im więcej i częściej się ruszamy w ciągu dnia, a im mniej siedzimy w bezruchu, tym lepiej.
Joanna Bilek: Tak, porównując na przykład aktywność fizyczną dzieci, to jako dorośli wypadamy dość statycznie 🙂. A proszę nam powiedzieć jeszcze o kolejnym filarze MSŻ jakim są relacje… Rzadko się o tym mówi, ale jest to również ważny czynnik dla naszego zdrowia, prawda? Jakie jest znaczenie relacji według MSŻ?
Aleksandra Zając: Specjaliści od zdrowia psychicznego mawiają, że „samotna małpa to martwa małpa” ;). I prawda jest taka, że człowiek jest „zwierzakiem” stadnym. W badaniach wykazano wręcz, że izolacja i samotność to dla człowieka czynniki ryzyka równoważne do wypalania 15 papierosów dziennie i nadużywania alkoholu. Natomiast wsparcie społeczne i tzw. „connectedness”, czyli poczucie spójności, jedności, połączenia, współzależności (jak to w stadzie), wywierają pozytywny wpływ na zdrowie krótko- i długoterminowo. Wpływają na zachowania zdrowotne, zdrowie psychiczne, fizyczne i ryzyko zgonu. Ponadto relacje pozwalają nam wzrastać i rozwijać się. Jest to zasługa wielu mechanizmów, z których najważniejsze to po pierwsze: redukcja stresu, lepsze „zarządzanie” stresem, a po drugie: wywoływanie poczucia sensu i celu. Z kolei izolacja i poczucie osamotnienia powiązane są ze zwiększoną śmiertelnością, osłabieniem systemu odpornościowego, częstszymi zdarzeniami sercowo-naczyniowymi, cukrzycą, otyłością, spowolnionym gojeniem się ran, znacznie gorszą rekonwalescencją.
Joanna Bilek: Ciekawe informacje… A przecież człowiek XXI wieku jest taki samotny! Mam jeszcze pytanie: MSŻ zwraca także uwagę na używki, a czy kawę i herbatę traktuje również jako używki? Napoje te tak zadomowiły się w kulturze europejskiej, że nawet nie zauważamy ich negatywnego wpływu na nasze zdrowie. Mówi się o papierosach, alkoholu, a czy o kawie i herbacie mówi coś MSŻ?
Aleksandra Zając: O tych napojach mówi się głównie w kontekście poprawy jakości snu. Ograniczenie spożycia kawy przed snem (minimum 6 godzin, ale są doniesienia o nawet 12 godzinach) to jeden z pierwszych kroków na drodze poprawy jakości snu. Istnieje spora grupa osób, które twierdzą, że „wypiją kawę i mogą zaraz iść spać”. To może być prawda, jednak istnieją przekonujące dowody na to, że kawa może spłycać nasz sen. Powodować, że nie śpimy głęboko, zatem nie wypoczywamy i nie regenerujemy się wystarczająco. To nie musi występować u każdego – niektórzy z nas będą znacznie szybciej metabolizować kofeinę i nie odczują tego efektu. Niemniej, jeśli jest jakiś problem ze snem, to koniecznie trzeba spojrzeć na spożycie kofeiny i alkoholu w ciągu dnia.
Joanna Bilek: I kolejny filar MSŻ – stres. Nie zawsze mamy wpływ na to, by wyeliminować stres z naszego życia. Co zatem możemy zrobić? Czy może nam Pani zdradzić jaką „receptę” na stres wystawia lekarz MSŻ?
Aleksandra Zając: Stresu nie wyeliminujemy, natomiast jako świadome, myślące istoty możemy mieć wpływ na naszą odpowiedź na stres. Ważne jest tutaj rozróżnienie między reakcją na stres i odpowiedzią na stres. Ta pierwsza – reakcja – odbywa się na zasadzie automatyzmu – np. ściskanie w gardle, jedzenie słodyczy, picie alkoholu, natłok pesymistycznych myśli. Ta druga, odpowiedź, to coś, na co mamy wpływ i co świadomie możemy modyfikować. Przykładem będzie tutaj np. zaczerpnięta z CBT (terapii poznawczo-behawioralnej) praca z myślami, relaksacje, ćwiczenia oddechowe. Wszystko to, co pomaga nam przeżyć ten stres i zredukować jego skutki, a jednocześnie nie będzie nam na dłuższą metę szkodzić.
Czytaj także: Stres i przewlekłe zmęczenie – jak z nimi walczyć w dzisiejszym świecie?
Joanna Bilek: Słuszne podejście, ale wymaga to niemałej pracy nad sobą samym. Na pewno jednak warto! MSŻ zwraca również uwagę na zdrowe odżywianie… Właściwie: co to znaczy? Jak powinno wyglądać „zdrowe odżywianie”?
Aleksandra Zając: Trudno ująć zdrowe odżywianie w kilku słowach :). Posłużę się cytatem amerykańskiego dziennikarza, zajmującego się żywieniem, Michaela Pollana – Eat food, not to much, mostly plants, czyli Jedz jedzenie, nie za dużo, głównie roślinnie. Przez „jedz jedzenie” Pollan ma na myśli jedzenie głównie prostych, mało przetworzonych produktów takich jak warzywa, owoce, strączki, pełnoziarniste zboża, oleje i tłuszcze roślinne, proste produkty z nabiału i mięsa. Dla kontrastu kilka mocno przetworzonych produktów, których nie chcemy mieć dużo w diecie, to mięso przetworzone (kiełbasa, szynka), słodycze, słone przekąski, słodkie napoje. Ja zwykle posługuję się „talerzem zdrowego żywienia”, który zastąpił niedawno „piramidę zdrowego żywienia”. Talerz jest w pakiecie z konkretnymi wskazówkami, które tyczą się konkretnych grup produktów. W ten sposób każdy z nas może wybrać sobie na początek takie wskazówki, na których mu zależy i które jest w stanie wprowadzić w życie.
Joanna Bilek: Czy jako społeczeństwo odżywiamy się zdrowo? Czy sięgamy po zalecenia sformułowane w „talerzu zdrowego żywienia”?
Aleksandra Zając: Z moich obserwacji w Polsce wciąż pokutuje przekonanie, że obiad bez mięsa się nie liczy, jest mało odżywczy i na pewno się nim nie najemy. Nie doceniamy warzyw, uważamy je bardziej za dodatek smakowy, niż za prawdziwe jedzenie. No i ogromna awersja do strączków, które mimo, że dość popularne w polskiej kuchni, to jednak kojarzą się głównie z dolegliwościami jelitowymi. Dobrze zrobiłaby nam też rewizja tłuszczów, których używamy w codziennym gotowaniu – wciąż zjadamy dużo masła, smalcu i tłustego nabiału.
Niestety, moje wnioski potwierdza najnowszy raport NIZP-PZH (Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny). Wskazuje on, że wciąż jako społeczeństwo odchorowujemy pandemię. Wzrosło spożycie tłuszczu, cukrów i alkoholu, co często skutkowało wzrostem masy ciała.
Ale z drugiej strony – zmianę na lepsze też widać gołym okiem. Spójrzmy, jak w ostatnich 10 latach produkty wegetariańskie i wegańskie opanowały sklepowe półki. Jak coraz więcej osób docenia warzywne alternatywy dla bułki z szynką, czy schabowego – i to takie warzywne alternatywy, które są smaczne, dostępne w lokalnym sklepie i przyjazne cenowo. Szczególnie młodzi ludzie są bardziej otwarci na nowości. Dobrym trendem jest też większe zainteresowanie usługami dietetyków i psychodietetyków. Bardzo się cieszę, że NFZ w ramach tzw. opieki koordynowanej w podstawowej opiece zdrowotnej przewidział miejsce dla dietetyka. Dzięki temu wiele osób, które do tej pory nie miało takiej możliwości, będzie mogło skorzystać z poradnictwa żywieniowego. Mam nadzieję, że ta kropla wydrąży skałę.
Czytaj także: Poradnictwo żywieniowe i dietetyczne w praktyce aptecznej. Wiosenna dieta oczami farmaceuty
Joanna Bilek: A jak to jest z podjadaniem? Czy jest ono zdrowe? Czy lepiej jest jeść małe porcje częściej czy większe posiłki o ustalonych porach?
Aleksandra Zając: Ilość posiłków i ich objętość jest bardzo indywidualna, absolutnie nie jestem fanką starej zasady „5 posiłków dziennie co 3 godziny”. Niektórzy lepiej będą się czuć na dwóch dużych posiłkach, inni wolą nawet 6 małych. Natomiast podjadanie jako jedzenie nieplanowanych produktów między posiłkami nie jest dla nas korzystne, z punktu widzenia zdrowia układu pokarmowego, gospodarki węglowodanowej oraz kontroli masy ciała. Ponadto często podjadanie nie jest problemem samym w sobie, a bardziej objawem. Często podjadamy w sytuacjach stresu, nieprzyjemnych emocji czy kiedy nie dosypiamy. Przyjrzenie się tak niewielkiemu nawykowi, jak podjadanie, może nam dostarczyć ogromnie dużo informacji o nas samych.
Joanna Bilek: Jest Pani również „zwykłym” lekarzem, tzn. takim przyjmującym pacjentów w ramach podstawowej opieki zdrowotnej. Czy w swoich „zwykłych” praktykach lekarskich przydaje się Pani wiedza lekarza MSŻ?
Aleksandra Zając: Jeszcze jak! Na standardowych, 15-minutowych wizytach nie mam czasu rozwijać wszystkich wątków, jakie bym chciała, ale zwykle jedno-dwa zalecenia udaje mi się omówić. Staram się przede wszystkim oddać pacjentowi sprawczość tam, gdzie mogę i przekonać go, że może sam dużo zdziałać. Dużą rolę odgrywają też moje podyplomowe studia psychodietetyczne i umiejętności tam zdobyte. Np. podstawy dialogu motywującego przydają się w każdej konsultacji. Chcę też dodać, że zalecenia z zakresu stylu życia mają szerokie zastosowanie, nawet w prostych infekcjach. Pacjenci zwykle są zdziwieni, że temperatura w pokoju może mieć wpływ na ich objawy przy przeziębieniu. Ogromną radość sprawia mi przekazywanie takiej wiedzy.
Joanna Bilek: Edukacją zdrowotną zajmuje się Pani również na Instagramie. W instagramowych postach przeczytać możemy między innymi o witaminie D. Czy może nam Pani powiedzieć dlaczego jest ona taka ważna? Komu powinniśmy ją doradzać szczególnie?
Aleksandra Zając: Witamina D jest ważna, bo sami nie syntetyzujemy jej w wystarczającej ilości, plus ciężko dostarczyć ją z pożywieniem. W ostatnich latach coraz więcej mówi się o tej witaminie, jej właściwościach i wpływie na cały organizm. Witamina D pełni rolę w gospodarce wapniowo-fosforanowej organizmu (co ma wpływ na rozwój osteoporozy), reguluje ciśnienie tętnicze, gospodarkę węglowodanową (cukrzyca!), ma wpływ na układ odpornościowy, nastrój i powstawanie nowotworów. To oczywiście tylko kilka przykładowych funkcji. Substancja ta ma tak szeroki wachlarz działania, że często nazywa się ją nawet prohormonem, a nie witaminą. Tak naprawdę większość Polaków, którzy nie suplementują witaminy D, ma jej niedobór. Większe zapotrzebowanie mają osoby starsze i z otyłością, także kobietom ciężarnym zleca się raczej dawki 2000 IU, nie niższe. O suplementacji szczególnie powinni pamiętać ci z już rozpoznaną jakąś chorobą, nawet ze „zwykłym” nadciśnieniem tętniczym czy bardzo powszechną niedoczynnością tarczycy. U takich osób oznaczenie poziomu może przynieść korzyść – wiemy wtedy, że należy nie tylko prewencyjnie brać witaminę, ale i uzupełnić niedobory. Stosuje się wtedy czasowo większe dawki witaminy.
Joanna Bilek: Zaciekawił mnie również poruszany przez Panią temat kaszlu poinfekcyjnego czyli kaszlu, który utrzymuje się kilka tygodni po przebytej infekcji. Co możemy doradzać pacjentowi w aptece, który czasem jest zaniepokojony tym objawem?
Aleksandra Zając: Jeżeli kaszel trwa krótko, jest suchy i nie ma żadnych objawów dodatkowych, pacjent zwykle zjawi się w aptece po lek przeciwkaszlowy bez recepty. I to nie jest złe rozwiązanie, jeśli pacjenta nic nie niepokoi i szczególnie – jeśli kaszel ustąpi samoistnie w krótkim czasie. Duże znaczenie ma też postępowanie z pogranicza medycyny stylu życia, tj. utrzymywanie chłodnego, nawilżonego powietrza w domu, ograniczenie narażenia na pyły i mocne zapachy, picie dużej ilości płynów. Jednak każdemu, kto jest zaniepokojony swoim kaszlem lub ma dodatkowe objawy czy jest obciążony chorobami przewlekłymi (szczególnie chorobami układu sercowo-naczyniowego i oddechowego), doradziłabym wizytę u lekarza pierwszego kontaktu.
Czytaj także: Kompendium fitoterapii. Roślinne produkty lecznicze w kaszlu
Joanna Bilek: Poruszała Pani również tematykę związaną ze szczepieniami. Czy możemy prosić o rozwinięcie tego zagadnienia? Do jakich szczepień (o których rzadko się mówi) warto zachęcać pacjentów i dlaczego?
Aleksandra Zając: Tak naprawdę wszystkie szczepienia zalecane są ważne, jak bardzo ważne – to zależy od pacjenta i jego stylu życia. Dla młodych osób, szczególnie kobiet, na pewno ważne jest szczepienie przeciwko HPV, czyli wirusowi brodawczaka ludzkiego. To najskuteczniejszy sposób zapobiegania rakowi szyjki macicy, który w początkowych stadiach najczęściej nie daje żadnych objawów. Każdemu poleciłabym też szczepienia przeciwtężcowe, najlepiej w formie kombinowanej szczepionki błonica-krztusiec-tężec. Tężec to choroba nieuleczalna, nie bez powodu po każdym zranieniu otrzymuje się u lekarza szczepienie lub nawet antytoksynę. Krztusiec natomiast powoli wraca, za sprawą modnych od kilku lat ruchów antyszczepionkowych. Jest szczególnie niebezpieczny dla dzieci, ale i u dorosłych jest zwykle przewlekającą się, uciążliwą chorobą z męczącymi napadami kaszlu. Na koniec wspomnę o szczepieniach na WZW A i B, czyli szczepieniach na wirusowe zapalenie wątroby typu A i B. Szczepienie na WZW B jest obowiązkowe od 1996 roku, otrzymuje je także każdy przed planowaną operacją. Ma to związek z tym, że WZW B przenosi się głównie przez krew. Obecnie choroby tej jest coraz mniej, w związku ze szczepieniami. Warto sprawdzić swoje szczepienia i w razie potrzeby doszczepić się. Główne zagrożenie związane z infekcją WZW B to rak wątroby – zapalenie mocno zwiększa ryzyko takiego nowotworu. WZW A to trochę łagodniejsza w skutkach postać zapalenia wątroby. Rozwija się szybciej, ale nie daje tak dużego ryzyka nowotworu. Natomiast przenosi się drogą pokarmową, to znaczy – jeśli mamy pecha, możemy takiego wirusa po prostu zjeść (WZW A była nazywana kiedyś „chorobą brudnych rąk”). Szczepienie to polecam szczególnie osobom podróżującym – chociaż w Polsce też zdarzają się przypadki.
Posłuchaj podcastu: Prof. Marcin Czech: szczepienie przeciwko HPV chroni przed nowotworami u obu płci
Joanna Bilek: To ważne zagadnienie, edukacja zdrowotna pacjentów w Polsce jest wciąż zbyt mała, bo skąd pacjent miałby się dowiedzieć np. o WZW A?
Aleksandra Zając: W temacie szczepień bardzo dobrą przesłanką do ich uzupełnienia są podróże – kto ich nie lubi? Warto, poza sprawdzeniem miejsc do odwiedzenia i atrakcji, zaplanować także działania zdrowotne, jeśli są potrzebne. Nie mówię tu tylko o szczepieniach obowiązkowych, o których zazwyczaj podróżni wiedzą, ale też tych zalecanych. W każdych wytycznych dotyczących wyjazdu za granicę znajdziemy wzmianki o WZW A, WZW B, grypie, obecnie również o COVID-19.
Joanna Bilek: Wydaje mi się, że zadanie edukacji zdrowotnej spoczywać powinno na lekarzach i farmaceutach, ale wiadomo jak obydwie te grupy zawodowe są ograniczone czasem w kontakcie z pacjentem… Dobrze, że w social mediach pojawiają się takie osoby jak Pani, które chcą edukować innych!
Aleksandra Zając: Edukacja zdrowotna w Polsce jest absolutnie niewystarczająca. Marzy mi się, żeby w szkołach był przedmiot w rodzaju „Nauka o zdrowiu”. Tak, aby każdy miał podstawową wiedzę o tym, jak działa system ochrony zdrowia, jakie objawy chorobowe są alarmujące i wymagają np. wezwania karetki, znał zasady zdrowego żywienia, wiedział co nieco o pospolitych chorobach (przeziębienie). Wtedy każda kampania zdrowotna, każdy program profilaktyczny miałyby o wiele większy sens i o wiele większe przełożenie na zdrowie obywateli.
Joanna Bilek: A czy w codziennej pracy widziałaby Pani potrzebę współpracy między lekarzami a farmaceutami? A jeśli tak, to w jakim zakresie?
Aleksandra Zając: Ostatnio usłyszałam o tzw. przeglądach lekowych, które mają robić farmaceuci. Uważam to za świetny pomysł. Niestety, pacjenci – głównie starsi – często leczą się u wielu lekarzy jednocześnie. Idziemy powoli w stronę centralizacji systemu ochrony zdrowia, ale póki co nie ma takiej jednej funkcji, która pozwoliłaby zebrać wszystkie zalecenia od pojedynczych lekarzy w całość. Czasem skutkuje to przyjmowaniem tej samej substancji kilka razy, w różnych preparatach od różnych lekarzy. Przeglądy lekowe byłyby tutaj wspaniałym wsparciem dla lekarzy. Zawody medyczne powinny ze sobą współpracować.
Czytaj także: Usługa farmaceutyczna „Nowy Lek” w pytaniach i odpowiedziach [WYWIAD]
Joanna Bilek: Chciałam również zapytać, jakie dostrzega Pani główne problemy w opiece medycznej pracując jako lekarz?
Aleksandra Zając: Problemy… Cóż, może nie będę się bardzo rozwodzić na ten temat. Z mojej perspektywy jednym z ważniejszych problemów jest brak wystarczającej ilości czasu dla pacjenta w podstawowej opiece zdrowotnej. Lekarz POZ w założeniu ma sprawować podstawową opiekę nad pacjentem, zatem również zebrać w jedno całą sytuację zdrowotną pacjenta, jego przeszłość chorobową, przemyśleć czynniki ryzyka, zaplanować kontrolę stanu zdrowia, badania profilaktyczne. I teraz proszę to wszystko zrobić w 15 minut, które płatnik przewiduje na pacjenta ;). Przyznam, że opieka koordynowana, o której już wspominałam, w pewien sposób na to odpowiada, ustanawiając tzw. wizytę wstępną/kompleksową – 30 minut raz na rok. Także coś zaczyna się w tym temacie dziać. Drugim problemem, zupełnie nie systemowym (chociaż z trudnego systemu wynikającym…), który szczególnie mnie „boli”, jest często brak współpracy między pracownikami medycznymi. Musimy pamiętać, że nie jesteśmy w stanie w pojedynkę dbać skutecznie o zdrowie pacjentów. Potrzebna jest współpraca – lekarz-lekarz, lekarz-farmaceuta, lekarz-pielęgniarka. W rzeczywistości sporo pracowników zapomina, że jest częścią zespołu – nawet, jeśli przyjmuje w pojedynkę w osobnym gabinecie.
Joanna Bilek: Tak, to racja – jesteśmy częścią zespołu medycznego i powinniśmy wspierać się wiedzą i kompetencjami… A jakby Pani widziała taką formę współpracy międzyzawodowej?
Aleksandra Zając: Najszybsze i najbardziej dostępne rozwiązanie, jakie przychodzi mi do głowy, to po prostu większa życzliwość w stosunku do pracujących kolegów i koleżanek. To wyraża się w małych gestach, na przykład precyzyjnym opisaniu na skierowaniu, dlaczego kierujemy pacjenta i czego oczekujemy od konsultacji lub od danego badania. To może wydawać się błahostką, ale dopilnowane naprawdę zachowuje ciągłość opieki nad pacjentem. Z chęcią odebrałabym też telefon od farmaceuty, który ma jakieś wątpliwości co do wypisanej przeze mnie recepty. W końcu chodzi o zdrowie i dobro pacjenta – podwójna kontrola nigdy nie zaszkodzi. I na pewno docenię przeglądy lekowe, kiedy zaczną się odbywać na większą skalę.
Joanna Bilek: Chciałam jeszcze wrócić do użytego przez Panią terminu opieka koordynowana… Na czym ma ona polegać?
Aleksandra Zając: Opiszę to w wielkim skrócie – jeśli czytelnicy interesują się opieką koordynowaną (OK), to na pewno już spędzili nad nią wiele godzin :). Jest to rozszerzenie listy świadczeń wykonywanych w ramach POZ (podstawowej opieki zdrowotnej). To rozszerzenie odbywa się w czterech ścieżkach i jest nastawione na najbardziej powszechne choroby. Te ścieżki to kardiologia, endokrynologia, pulmonologia i diabetologia. Dzięki OK lekarz może skierować pacjenta w ramach POZ na badanie, na które do tej pory musiał „wysyłać” pacjenta do poradni specjalistycznej. Przykładem jest oznaczenie przeciwciał anty-TPO w diagnostyce niedoczynności tarczycy. Badanie potrzebne, często wykonywane, ale jednak nie znalazło się w „koszyku” diagnostycznym POZ. W ramach OK będą również pracować lekarze specjaliści z wyżej wymienionych dziedzin, a także dietetycy – z takiej konsultacji będzie mógł skorzystać pacjent, ale i lekarz, który chce zasięgnąć porady w sprawie pacjenta czy zaplanować dla niego dalsze kroki. Nie ma obowiązku dołączenia do opieki koordynowanej, więc to nie tak, że teraz w każdym POZ będzie można wykonać np. ECHO serca. Ale wiele przychodni, szczególnie większych placówek, chętnie dołączyło. Osobiście bardzo się cieszę, że opieka koordynowana wprowadza do POZ dietetyka. Do tej pory pacjent mógł skorzystać z porady żywieniowej jedynie w bardzo szczególnych przypadkach, np. drogą Poradni Chorób Metabolicznych (mówię tutaj o osobach dorosłych, nie wiem, jak jest w pediatrii). Teraz będzie możliwość skierowania pacjenta na taką konsultację w jego własnej przychodni POZ.
Czytaj także: Farmaceuta w POZ: w przychodni jesteśmy blisko pacjenta [WYWIAD]
Joanna Bilek: Czyli podsumowując można powiedzieć, że w opiece medycznej w Polsce pojawiają się zmiany z korzyściami dla pacjentów… Widzę, że mogłybyśmy tak rozmawiać bez końca biorąc pod uwagę, że ma Pani tak szerokie spojrzenie na zagadnienia zdrowia! Może jeszcze pojawi się okazja, by rozwinąć inne tematy :). Tymczasem bardzo dziękujemy za poświęcony czas i życzymy zawodowego spełnienia!