Przywykliśmy już do artykułów na temat zainteresowań aptekarzy: sportem, sztuką, podróżami… Dzięki nim dowiadujemy się, jak nasze koleżanki i koledzy potrafią spędzać czas wolny, odreagowując codzienne apteczne problemy i odzyskując siły do dalszej, pełnej poświęceń pracy. Czytamy również często o farmaceutach, którzy zeszli z utartej drogi zawodowej i podjęli się zajęć nietypowych, często zaskakujących.
Rozpoczynający się z niniejszym wydaniem „Aptekarza Polskiego” cykl wywiadów ma całkowicie odmienny cel. Prezentowane będą w nim sylwetki farmaceutów, dla których pasją jest właśnie praca w aptekach. Farmaceutów, którzy w codzienne czynności związane z wykonywanym zawodem potrafili tchnąć wyjątkowe emocje. Farmaceutów wreszcie, którzy wytrwale podążają drogą pełną wyrzeczeń i pracowitości, by na jej końcu odnaleźć zawodowe spełnienie i życiowy sukces!
W cyklu „Z koleżeńską wizytą, po zawodową inspirację…” odwiedzimy osoby, od których możemy się wiele nauczyć, osoby, które zainspirują nas do pozytywnych zmian i rozwoju w naszej drodze zawodowej. Spotykać będziemy się również z farmaceutami, którzy pracują za granicą: dowiemy się od nich, jak wyglądają aptekarskie standardy w innych krajach i jak funkcjonuje tam farmacja. Skorzystamy zatem z doświadczeń, które mogą okazać się bardzo nam przydatne, szczególnie teraz, w czasie przemian, gdy polskie aptekarstwo znajduje się w najbardziej chyba wyjątkowym momencie swojej historii, gdy wspólnie budujemy całkowicie nową wizję funkcjonowania naszego zawodu w ochronie zdrowia, zjawiskowo wręcz poszerzając kompetencje, możliwości i zasięg społeczny! To dlatego właśnie w wywiadzie otwierającym cykl „Z koleżeńską wizytą, po zawodową inspirację…” spotykamy się z magister farmacji Andżeliką Zabłocką, która opowie nam o tym, jak funkcjonuje aptekarstwo w Norwegii! Zapraszamy do lektury!
Andżelika Zabłocka studia farmaceutyczne ukończyła w 2017 roku na Uniwersytecie im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Pod koniec 2018 roku wyemigrowała do Norwegii, gdzie od 3 lat pracuje w norweskiej sieci aptek. Od listopada 2021 jest kierowniczką jednej z nich. Prywatnie zakochana w podróżach, kawie i skandynawskich kryminałach. Na co dzień opowiada o życiu w Norwegii na swoim blogu gethappy.pl oraz na Instagramie prowadząc konto @farmaceutkawnorwegii
Joanna Bilek: Od kilku lat pracuje Pani w norweskiej aptece, jednak z bagażem doświadczeń polskiego aptekarstwa. Jak wyglądały początki Pani pracy w Norwegii, czy coś Panią zaskoczyło? Czy łatwo było się zaadaptować do tamtejszych warunków pracy? Czym różni się działalność apteki norweskiej i praca w niej od apteki polskiej?
Andżelika Zabłocka: W styczniu tego roku mijają 4 lata, od kiedy wylądowałam w Norwegii z biletem w jedną stronę. Wcześniej, w polskiej aptece, jako magister farmacji, pracowałam pół roku. Oczywiście odbyłam również obowiązkowy staż po studiach. Niestety od samego początku rzeczywistość pracy w polskiej aptece przerażała mnie. Dokładnie pamiętam to zderzenie z rzeczywistością w trakcie pierwszych dni praktyk i wewnętrzną niezgodę na to, by moje życie zawodowe właśnie tak wyglądało. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że wyemigruję właśnie do Norwegii, ale powstało we mnie coś w rodzaju buntu, który zamienił się w zdecydowaną chęć spróbowania swoich sił za granicami kraju ojczystego.
Moje początki pracy w norweskiej aptece były pełne fascynacji i momentów zaskoczeń. System jest zbudowany zupełnie inaczej. Ciężko nawet powiedzieć, co jest inne (poza tym, że w obu miejscach wydajemy leki i doradzamy pacjentom) i mówię to w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zaczęłam swoją przygodę jako praktykantka i pracowałam pod czujnym okiem kierowniczki apteki. Mimo mojej autoryzacji tytułu zawodowego magistra farmacji w Norwegii, nie byłam jeszcze wtedy dopuszczona do zatwierdzania własnych recept – potrzebowałam czasu, by nie tylko poznać dostatecznie dobrze język, ale i panujące zasady, reguły, system ochrony zdrowia i tak dalej. Pracowałam więc na równi z technikiem farmaceutycznym. Pamiętam dokładnie dzień, kiedy zaczęłam sprzedawać preparaty OTC oraz pierwszą sobotę, kiedy miałam pracować jako farmaceutka, która kontroluje recepty wydawane przez technika. Bardzo się stresowałam, bo miałam mało doświadczenia, a mój język nie był na idealnym poziomie, mimo że sobie zdecydowanie radziłam – wciąż jednak miałam sytuacje pełne niepewności, czy na pewno dobrze coś zrozumiałam.
Nietrudno było mi się dostosować do nowych warunków, bo zawsze łatwiej jest się dopasować do czegoś wygodniejszego. Mimo że moja głowa parowała od ilości nowej wiedzy, czułam się dobrze w nowym otoczeniu. Wiele aspektów pracy w norweskiej aptece jest bardzo ułatwionych w porównaniu do polskiej rzeczywistości – zawsze przytaczam za przykład przyjęcie towaru na stan jednym kliknięciem myszki, gdzie w Polsce potrafiłam się tym zajmować do południa. Czy naprawdę po to uczymy się tyle lat, by później nasz cenny czas zjadał przestarzały system komputerowy? W jakim celu jest to tak uciążliwe? Czy nie mamy innych obowiązków? Takich absurdów zaczęłam w Polsce dostrzegać coraz więcej i z każdym miesiącem pracy tylko ich przybywało. Bardzo również zaskoczyło mnie ogólnie zaufanie do farmaceuty – wystarczy zazwyczaj skomentować i udokumentować zmianę na recepcie i to już jest w porządku – innymi słowy, nie wszystko musi akceptować lekarz, a jeśli tak się dzieje, to wystarczy napisać, że rozmawiałam z wystawiającym receptę i on to zatwierdza. Czy nie ułatwia to życia?
JB: Z pewnością! U nas takie kontakty obrosły wręcz w anegdoty. Jednak i polskie apteki zaczynają powoli przymierzać się do realizowania sformalizowanej opieki farmaceutycznej. A jak jest w Norwegii? Czy opieka farmaceutyczna funkcjonuje, a jeśli tak to wygląda w praktyce?
AZ: W norweskiej aptece nie ma czegoś takiego, jak opieka farmaceutyczna w kontekście ustawodawstwa, ale pełnimy wiele usług, które moim zdaniem się do tego zaliczają. Między innymi pomagamy pacjentom w odpowiednim korzystaniu z inhalatorów, prowadzimy rozmowy przy rozpoczynaniu nowego leku np. na nadciśnienie (niedługo będzie to usługa również wprowadzona dla pacjentów z cukrzycą), wykonujemy szereg szczepień (przeciwko grypie, pneumokokom itd.), ostatnio również przeciwko COVID-19. Pacjent za większość z tych usług nic nie płaci, wtedy apteka otrzymuje refundację za wykonaną czynność, tak samo, jak za leki na receptę.
Czytaj także: Opieka farmaceutyczna w świetle ustawy o zawodzie farmaceuty.
JB: Powoli takie właśnie świadczenia pojawiają się w coraz większej ilości także w polskich aptekach. A jak wygląda działalność recepturowa? Czy apteki norweskie wykonują leki?
AZ: Niestety receptura w norweskiej aptece to archaizm. Nie znam ani jednej apteki, która wykonuje nawet najprostsze maści. U mnie ta umiejętność powoli zanika i trochę ubolewam nad tym, że kilka lat na studiach okazało się nieprzydatne w życiu zawodowym. Wykonywanie leków to jednak nasza główna umiejętność, a ja na pewno teraz musiałabym sobie sporo przypomnieć z technologii postaci leku, by zabrać się za coś nieskomplikowanego. Do tej pory widziałam jedną receptę w Norwegii na lek robiony – to był zwykły roztwór, który mogłabym przygotować w aptece, ale niestety nie ma ani procedur, ani dostępu do substancji, by go wykonać. Wysyłaliśmy receptę do Oslo, to trwało wiele tygodni i kosztowało kilkaset koron. Trochę szok dla mnie, bo tak jak wspominałam to był roztwór, który wydawał się bardzo prosty. I to trudno pozytywnie porównać do polskiej apteki, w której wykonywałam maści do oczu w warunkach aseptycznych od ręki.
Czytaj także: Francuska farmacja.