Wegetarianizm a… klimat
Jak wspomnieliśmy za decyzją o przejściu na wegetarianizm stoją wszystkie argumenty: w pierwszym i dla nas najważniejszym rzędzie – zdrowotne, w drugim zaś światopoglądowe, wspierane przez zmieniające się ustawodawstwo Unii Europejskiej. Są jednak jeszcze i inne, o których warto powiedzieć: ekonomiczne. Mówiono o nich także na wspomnianym już powyżej V Narodowym Kongresie Żywieniowym i są centralnym punktem „Diety planetarnej”, zdefiniowanej jako sposób żywienia, który pomoże zapobiec katastrofie ekologicznej.
W pokongresowym biuletynie podkreślono, że globalna produkcja żywności zagraża stabilności klimatu oraz przyczynia się do katastrofy ekologicznej. Rolnictwo generuje duże ilości gazów cieplarnianych, które mają wpływ na globalne ocieplenie klimatu. (…) Do hodowli bydła oraz produkcji wołowiny wykorzystuje się bardzo duże ilości wody słodkiej. Woda przy produkcji żywności pochodzenia zwierzęcego jest zużywana dużo szybciej, niż przy produkcji żywności roślinnej.
Czym jest dieta planetarna?
Podstawowymi założeniami „Diety planetarnej” jest przyjmowanie optymalnej ilości energii pochodzącej głównie z różnorodnych produktów pochodzenia roślinnego oraz ograniczenie spożycia mięsa czerwonego i produktów odzwierzęcych, które są źródłem nasyconych kwasów tłuszczowych, a także ograniczenie produktów wysokoprzetworzonych oraz cukrów dodanych. Co więcej: „Dieta planetarna” pozwala osiągnąć wymierne korzyści środowiskowe oraz gospodarcze, zaleca bowiem wykorzystanie produktów lokalnych oraz sezonowych i postuluje dostosowaniecodziennego sposobu odżywiania do tradycji, kultury, położenia geograficznego i demograficznego danej populacji.
„Diecie planetarnej” poświęcono wiele uszczypliwych komentarzy, typu smażony bakłażan zamiast schabowego. Większość głosów jest jednak pełna uznania i poparcia, racjonalny tok myślenia prowadzi bowiem do oczywistego wniosku: niedługo wszyscy będziemy wegetarianami. Bo nie będzie innego wyjścia. Lub: gdyby (…) ludzkość zrezygnowała dziś z jedzenia mięsa, to do 2050 roku emisja gazów cieplarnianych zmniejszyłaby się o dwie trzecie. Zastrzega się przy tym, że osoby ceniące sobie mięso będą musiały pogodzić się z „mięsem z probówki” lub… spożywaniem owadów.
Co w aptece powiedzieć osobie planującej przejść na wegetarianizm?
Oczywiście to najważniejsze pytanie, na które należy odpowiedzieć w niniejszym artykule. Mając do czynienia z wegetarianinem lub osobą planującą podjęcie diety wegetariańskiej, cały czas musimy mieć na uwadze w pierwszym rzędzie nie jej niewątpliwe korzyści zdrowotne, a ryzyko z nią związane. A jest ono duże, bowiem wiedza żywieniowa w naszym społeczeństwie wciąż jest bardzo mała, wegetarianizm zaś wiele osób traktuje (i praktykuje) jako spożywanie słodyczy, pizzy i makaronów, z rzadka zaś – owoców. Bardzo sobie szkodząc.
„Działania niepożądane” diety wegetariańskiej
Wyjaśnianiu oraz pomocy w uniknięciu tego ryzyka powinno być zatem podporządkowane nasze aptekarskie poradnictwo. Nie chciałbym, aby poniższe słowa odebrane zostały jako postulat zniechęcania naszych pacjentów do wegetarianizmu. Bynajmniej! Pisząc te słowa sam jest od wielu lat wegetarianinem. Musimy jednak pamiętać, że nasze aptekarskie, dietetyczne i żywieniowe porady muszą być racjonalne, osadzone nie tylko w realiach nauk o żywieniu, ale także troski o zdrowie ludzkie w pierwszym rzędzie. Przede wszystkim powinniśmy dbać o to, aby nasi pacjenci nie robili sobie krzywdy, a wegetarianizm owszem, potrafi wyrządzić zdrowiu pokaźne szkody o ile jest niewłaściwie stosowany. Może mieć liczne „działania niepożądane”, jakbyśmy powiedzieli naszym farmaceutycznym językiem!
Jak rozmawiać z pacjenci z motywacją zdrowotną do przejścia na wegetarianizm?
Zacznijmy zatem od pacjentów, którzy zwierzą nam się z decyzji o planowanym przejściu na wegetarianizm z pobudek zdrowotnych. Osobom tym proponuję w miejsce klasycznego wegetarianizmu polecić stosowanie „talerza zdrowego żywienia” oraz „diety planetarnej”. To modele żywienia stanowiące dogłębnie przemyślane rekomendacje Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH – Państwowego Instytutu Badawczego, bezpieczne alternatywy dla wegetarianizmu, przynoszące wraz ze sobą jego zdrowotne korzyści. Są bardzo łatwe do wprowadzenia praktycznie przez każdego, i nie jest tutaj wymagana jakakolwiek wiedza żywieniowa. Można nawet bez dużej przesady stwierdzić, że są to w istocie diety wegetariańskie, co zarzucają im zresztą przeciwnicy, tyle, że w wersji „fleksi”.
Na czym polega fleksiwegetarianizm?
Wyjaśnijmy, że fleksiwegetarianizm (flexible to z języka angielskiego „giętki”, „elastyczny”) to dieta polegająca na ograniczeniu spożywania posiłków mięsnych w celach zdrowotnych. Fleksitarianie najczęściej nie spożywają mięsa w domu, a jedynie okazjonalnie, na przykład na przyjęciach i spotkaniach u rodziny i znajomych. Szczegółowe schematy „talerza zdrowego żywienia” dostępne są na stronie internetowej Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH – Państwowego Instytutu Badawczego, są bardzo przejrzyste i nie wymagają jakiegokolwiek komentarza specjalisty.
Czym jest semiwegetarianizm?
Osobom natomiast których najnowsze rekomendacje żywieniowe nie przekonują, koniecznie bowiem chcą chwalić się stosowaniem jakiegoś dietetycznego „-izmu”, warto polecić „semiwegetarianizm”, czyli dietę nie eliminującą, a ograniczającą wyłącznie spożycie mięsa. Dopuszcza ona oprócz produktów odzwierzęcych (mleko, jaja, miód), niektóre rodzaje mięsa (drób i ryby), wyłączając spożycie mięsa czerwonego (wieprzowina i wołowina). Semiwegetarianizm ma swoje odmiany: pollowegetarianizm dopuszcza spożywanie wyłącznie mięsa drobiowego, zaś peskowegetarianizm (ichtiowegetarianizm) ryb i owoców morza, z wyłączeniem drobiu i mięsa czerwonego.
Korzyści zdrowotne płynące z ograniczenia spożycia mięsa
Wszystkie te zachorowania żywieniowe sprzyjają osiąganiu wymiernych korzyści zdrowotnych, co wykazano w licznych badaniach, prowadzonych na dziesiątkach tysięcy pacjentów. Strona Narodowego Centrum Edukacji Żywieniowej przytacza wyniki badań, z których wynika, że kobiety od ponad 20 lat eliminujące z diety mięso ssaków miały istotnie niższe stężenie glukozy we krwi, insuliny a co za tym idzie – mniejsze ryzyko wystąpienia insulinooporności i hiperinsulinemii w porównaniu do kobiet na co dzień spożywających mięso. Co więcej: wykazano również niższe ryzyko wystąpienia cukrzycy typu 2 u osób eliminujących lub redukujących spożycie mięsa i jego przetworów – w porównaniu z pozostałymi.
Czytaj także: Poradnik psychodietetyczny dla osób ze stomią.