Farmaceuci zrzeszeni w Klubie Żeglarskim Aptekarz w tym roku razem popłynęli w pierwszy wspólny rejs po Bałtyku! Morze było dla nich bardzo łaskawe i ugościło ich piękną pogodą, która dopisywała przez cały tydzień i umożliwiła podziwianie niezapomnianych widoków. A jak to wszystko się zaczęło?
Klub Żeglarski Aptekarz – to już 12 lat…
Historia tradycji żeglarskich farmaceutów sięga już ponad 12 lat wstecz, ponieważ w 2012 roku z inicjatywy Okręgowej Izby Aptekarskiej w Olsztynie rozegrano I Mistrzostwa Polski Aptekarzy na Mazurach. A sam pomysł podobno narodził się w ogródku jednej z obecnych klubowiczek podczas grilla. I tak, nie dość że mistrzostwa się odbyły, to sama impreza żeglarska okazała się wkrótce hitem. W dużej mierze dzięki działaniom ówczesnego prezesa OIA w Olsztynie, mgr farm. Romana Grzechnika, nie tylko narodziła się tradycja corocznych regat aptekarzy (w tym roku odbyła się ich 12 edycja), ale również niespełna dwa lata później formalnie zarejestrowano stowarzyszenie!
Klub Żeglarski Aptekarz, bo tak brzmi jego oficjalna nazwa, został założony w 2014 roku i niedługo będzie obchodził swoje 9 urodziny. Do tej pory główne działania klubu opierały się na udziale w organizacji regat oraz szkoleń motorowodnych. Jednak klubowicze nie chcieli na tym poprzestać, i jednogłośnie uznali, że mają ochotę na coś więcej i coś nowego. I tak podczas X jubileuszowych regat powstał pomysł na wspólny morski rejs. Tego jeszcze nie było!
Jak zacząć, to z pompą!
Planując rejs stwierdziliśmy, że jeśli mamy zrobić coś nowatorskiego i wartościowego, to chcielibyśmy się tym podzielić z innymi, a co za tym idzie – mówić o tym najszerzej jak się da. Stąd powstał pomysł na utworzenie profili klubu w popularnych mediach społecznościowych. W marcu profile zostały utworzone, sprawy formalne dopięte i nadszedł czas na oficjalne otwarcie. Jak zacząć to z pompą!
Wymyśliliśmy na Prima Aprilis żart związany z jachtem, na którym mieliśmy odbyć nasz pierwszy morski rejs. Po dokonaniu niezbędnych uzgodnień, opublikowaliśmy post o zakupieniu przez nasz klub dużego jachtu – Gedanii, który o poranku pierwszego kwietnia pojawił się w sieci. Ku naszemu zaskoczeniu i nie mniejszej radości, post chwycił i sporo ludzi nabrało się „nie na żarty”. Oczywiście sprostowaliśmy później tę informację, lecz cel został osiągnięty – nasz profil zaczął funkcjonować w sieci, i w miarę upływu czasu pozyskiwał nowych obserwujących, których liczba cały czas rośnie.
Dzięki obecności w mediach społecznościowych mogliśmy dzielić się naszą radością oczekiwania na rejs, publikować stan przygotowań, a potem relacjonować niemal codziennie naszą podróż.
W załodze siła
Żaden jacht sam nie popłynie, stąd już na kilka miesięcy przed planowaną datą rejsu, zaczęliśmy budować listę załogi złożoną w dużej mierze z naszych klubowiczów. Drzwi klubu i samego przedsięwzięcia były i są z definicji otwarte. Dzięki temu do naszej ekipy dołączyli zarówno farmaceuci, jak i członkowie ich rodzin oraz przyjaciele farmacji. Powstała wspaniała drużyna, wśród której było ośmiu zawodowo czynnych farmaceutów wśród osiemnastu osób tworzących całą załogę! Byli to członkowie aż czterech różnych izb aptekarskich:
- Okręgowa Izba Aptekarska w Białymstoku: mgr farm. Emilia Sawicka oraz dr n. farm. Beata Kocięcka
- Pomorsko-Kujawska Okręgowa Izba Aptekarska: mgr farm. Ryszard Kamiński
- Okręgowa Izba Aptekarska w Warszawie: mgr farm. Aleksandra Krancberg oraz mgr farm. Paulina Sawoska
- Okręgowa Izba Aptekarska w Olsztynie: mgr farm. Joanna Naruszewicz, mgr farm. Marek Niedźwiecki oraz mgr farm. Roman Grzechnik – komandor naszego klubu!
Tak naprawdę, nim zdążyliśmy się obejrzeć, mieliśmy już pełen skład!
Czas ruszyć w morze
Od momentu podjęcia decyzji o płynięciu, do rozpoczęcia rejsu błyskawicznie minęło zaledwie kilka miesięcy – a wszystkie pod hasłem przygotowań. I tak, 20 maja, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami objęliśmy w posiadanie wspomnianą Gedanię – na cały tydzień. Uroczyście wciągnęliśmy na maszt nowiutką banderę naszego klubu, która powiewała dumnie przez cały rejs. Przeszliśmy wstępne szkolenie z zasad funkcjonowania i życia na małym żaglowcu, kapitan przydzielił koje, mianował oficerów i podzielił załogę na wachty. I tak, pod wodzą kpt Andrzeja Łęgosza wyruszyliśmy z portu Gdynia około 18.00, płynąc niespiesznie ku Karlskronie na szwedzkim wybrzeżu.
Warto podkreślić, że dla sześciu farmaceutów to była nie tylko pierwsza noc spędzona na pełnym morzu, ale również pierwszy morski rejs w ich życiu! Teraz z perspektywy czasu można powiedzieć, że byli bardzo dzielni, a Neptun niezwykle łaskaw dla naszych śmiałków.
W pierwszej dobie rejsu odbyliśmy obowiązkowe szkolenie z zakresu bezpieczeństwa na jachcie, na morzu oraz z zakresu ewakuacji. Dowiedzieliśmy się między innymi, jak prawidłowo zakładać pasy bezpieczeństwa, do czego służy pławka dymna, a także jak odpalać racę. Nie lada gratką dla naszych żeglarzy było fizyczne użycie tych sprzętów, włączając użycie pirotechniki (co oczywiście było wcześniej uzgodnione z odpowiednimi służbami). To był pokaz!
Drugi dzień rejsu był prawdziwym wdrożeniem. Klubowicze działali po raz pierwszy razem w systemie wachtowym. Ktoś prowadził jacht, ktoś inny gotował, by ktoś inny mógł spać. Załoga zaczęła poprzez wachty uzupełniać się, wykonywać wszystkie obowiązki, aby jacht bezpiecznie żeglował wyznaczonym kursem. Niektórzy po raz pierwszy w życiu uczyli się jak stawiać żagle i je zwijać, zaczęli poznawać techniki nawigacji oraz przekonywali się, czym jest obserwacja i jak jest ważna. Tak upłynęła druga doba na pełnym morzu.
Karlskrona zdobyta!
W kolejnej dobie (trzeciego dnia) Karlskrona została zdobyta. Łącznie przepłynęliśmy aż trzydzieści godzin na żaglach i dodatkowo siedem na silniku! Nasi farmaceuci spędzili na dzień dobry prawie dwie pełne doby na morzu. I w tym czasie zdążyli już wiele się nauczyć, przede wszystkim tego, jak wzajemnie o siebie dbać i jak bardzo jest to ważne.
Tymczasem poniedziałkowy poranek w Karlskronie przywitał naszych żeglarzy pełnym słońcem. Bez chwili wahania ruszyli na zwiedzanie tego pięknego miasta. Niektórzy zdążyli nawet się opalić. Wieczorem przyszedł czas na zasłużony odpoczynek, pyszną kolację, wspólne śpiewanie szant oraz długo wyczekiwany prysznic.
We wtorek (czwartego dnia rejsu) kontynuowaliśmy eksplorację miasta, Karlskrona zaskoczyła nas swoim pięknem, monumentami i sanitariatami. Część załogi skorzystała z gorących pryszniców na zapas.
Zwiedziliśmy muzeum morskie, gdzie dostrzegliśmy zarówno polskie, jak i farmaceutyczne akcenty. Zobaczyliśmy tam całą salę poświęconą Polskiej Marynarce Wojennej, byliśmy w środku okrętu podwodnego klasy Neptun oraz przeglądaliśmy dokładnie skład apteczki okrętowej z XVII wieku.
Szczęśliwi i rozsmakowani w lodach lukrecjowych wróciliśmy na jacht i popłynęliśmy dalej ku przygodzie kierując się w stronę Bornholmu.
Piąta doba rejsu upłynęła spokojnie. Przepłynęliśmy niedaleko duńskiej wyspy Christianso. Podziwiając jej surowe piękno zrobiliśmy chyba tysiące zdjęć. Dopłynęliśmy szczęśliwie i zacumowaliśmy w porcie w miejscowości Tejn na wyspie Bornholm. Powiedzieć, że pogoda dopisywała to byłoby zbyt mało. Pogoda była obłędna, znów cieszyliśmy się dniem pełnym słońca i ciepła, wprost idealnie – jakby na życzenie na długi spacer. Udaliśmy się wspólnie na zwiedzanie północnej części wyspy, gdzie dotarliśmy do ruin zamku Hammershus. Wyspa, szlak turystyczny i tereny zamkowe zachwyciły klubowiczów wiosenną zielenią, która była w słońcu wręcz neonowa. Z zamku udaliśmy się wybrzeżem ku portowi, sycąc się widokami. Niektórzy wydreptali ponad 20 000 kroków i w nagrodę uczcili środę jedząc pyszne lody lukrecjowe na przystani Hammerhavn. Po powrocie część załogi, a konkretnie wachta kambuzowa przygotowała dla wszystkich nie lada niespodziankę, ponieważ w ramach kolacji był grill! A potem ponownie przyszedł czas na szanty i wieczorną integrację załogi.
Czas zawinąć do Szczecina
Kolejnego dnia (szóstego dnia rejsu), po dobrze przespanej nocy pożegnaliśmy zielony Bornholm i ruszyliśmy ku polskiemu wybrzeżu. Płynęliśmy nieprzerwanie i niespiesznie niemal dobę. Największą żeglarską przygodę tego dnia miały dwie wachty nawigacyjne podczas nocy, ponieważ wtedy płynęliśmy słynnym kanałem piastowskim. To było prawdziwe wyzwanie nawigacyjne dla naszych nowicjuszy. Byli bardzo dzielni, uważni i dokładni. Dzięki temu załoga bezpiecznie przeprowadziła jacht i dotarła nad ranem dnia siódmego do Szczecina, naszego portu docelowego. Ciągła nauka nawigacji podczas rejsu nie poszła w las!
Cali i zdrowi!
Po porannych manewrach portowych siódmego dnia (podczas których zawsze wszyscy brali czynny udział), chwili zasłużonego odpoczynku i obfitym śniadaniu, ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Na naszej trasie nie mogło zabraknąć słynnego Krzysztofa i monumentu paprykarza szczecińskiego, a wieczorem – niestety już ostatniej na tym rejsie – integracji załogi i wspólnego szantowania. Nie obyło się bez toastu za kapitana, załogę, naszą Gedanię oraz oczywiście za cudowne ocalenie.
Zakończenie aptekarskiej eskapady
Dzień ósmy, czyli ostatni dzień rejsu cechował pośpiech od samego rana. Wczesna pobudka, śniadanie i sprzątanie naszego domu – jachtu, naszej Gedanii na błysk, aby kolejna załoga mogła cieszyć się takim samym komfortem, jak my. Potem ceremonia, czyli uroczyste rozdanie opinii i ściągnięcie bandery, która towarzyszyła nam przez cały rejs. Wszyscy podpisaliśmy się na niej i teraz stanowi naszą najcenniejszą pamiątkę z rejsu.
Nie zabrakło czasu na uściski i pożegnania. Niejednej osobie zakręciła się łezka w oku. Potem już tylko długie powroty do domu, bo zasadniczo byliśmy niemal ze wszystkich zakątków Polski. Tak pokrótce można opisać ten ostatni dzień Aptekarskiego Rejsu, ale nie odda to rzeczywistości. Nie odzwierciedli uczucia z jakim razem zakończyliśmy ten rejs, jak byliśmy zadowoleni i szczęśliwi z naszego wspólnego sukcesu, urzeczeni piękną pogodą i przychylnością majowego Bałtyku. Niemal wszystko było jakby specjalnie dla nas – przychylne i gotowe na nasz pierwszy rejs. Jak jednak wszyscy głęboko wierzymy, pierwszy z wielu w które mamy zamiar razem popłynąć.
Na morze wrócimy!
W tym miejscu nie może zabraknąć podziękowań – za życzliwość, pomoc i dobre słowo. Dziękujemy także za wysiłek włożony w to, aby cały rejs był przede wszystkim bezpieczny dla nas klubowiczów – farmaceutów, dla naszych bliskich i przyjaciół. Dziękujemy STAP za Gedanię, cudną jednostkę, która nas gościła.
Dziękujemy wszystkim uczestnikom rejsu za ogromne zaangażowanie, za każdy uśmiech, gest i dzielną wspólną pracę na jachcie.
Dziękujemy bardzo naszemu kapitanowi Andrzejowi Łęgoszowi za nieskończoną cierpliwość dla załogi i poprowadzenie nas bezpiecznie przez Bałtyckie Morze.
Nic dodać nic ująć. No może jednak dodamy jedno: Na morze wrócimy!
Z podziękowaniami,