Sytuacja epidemiczna, która towarzyszy nam już od kilku miesięcy wywarła ogromny wpływ na zachowania pacjentów, ale i na nas samych – farmaceutów. Wszak nie było jeszcze w historii polskiej farmacji takiego marca, z jakim przyszło nam się zmierzyć w tym roku. I nie było też takiego kwietnia i maja, które zaskoczyły chyba wszystkich nas swoim… spokojem.
Marcowe zaangażowanie i zmęczenie przerodziło się niejednokrotnie w znudzenie i wyczekiwanie na pacjentów w maju. Dlaczego? Czyżby wszyscy przewlekle chorzy zgromadzili sobie zapas leków na kilka miesięcy do przodu? A może to kwestia lęku pacjentów przed wizytą w aptece. Tylko dlaczego nie bali się tej wizyty w marcu?
Marzec okiem farmaceuty
Ogłoszenie przez rząd zamknięcia szkół i przedszkoli stało się dla pacjentów niejako sygnałem do masowego odwiedzenia placówek aptecznych. Szturm przypuszczony przez pacjentów był tak duży, że hurtownie nie nadążały z realizacją zamówień wysyłanych im przez apteki. Kwestię zaopatrzenia aptek dodatkowo utrudniały braki kadrowe w samych hurtowniach. Co gorsza – podobny problem pojawił się również w wielu aptekach. Dla niektórych sytuacja była wręcz patowa – ogromna ilość pacjentów vs brak wystarczającej obsady personelu.
Tak duże zainteresowanie pacjentów szeroką gamą leków i suplementów diety wynikało tak naprawdę z niewiedzy odnośnie tego, co stanie się za kilka – kilkanaście dni. Czy apteki zostaną zamknięte? Czy producenci przestaną wytwarzać produkty lecznicze? Czy dojdzie do całkowitego lockdownu? Motywy pacjentów, które kierowały ich ku intensywnym zakupom w aptekach były różne, jednak sprowadzały się do wspólnego miana – zgromadzenia wystarczająco dużego zapasu leków. Czytaj więcej: Jak odróżnić zakażenie koronawirusem od alergii i pozostałych jednostek chorobowych?
Co mówili pacjenci?
Obserwując zachowanie pacjentów zza pierwszego stołu na myśl przychodzą mi tylko dwa określenia – zamieszanie i pośpiech. W tamtym momencie mało kto przychodził po konkretny lek. Prawie każdy z pacjentów chciał coś… coś na gorączkę, coś na ból, coś na odporność, coś do dezynfekcji. Konkretne nazwy produktów padały rzadko. Ważna była ilość – dużo, więcej, jeszcze więcej.
Z perspektywy czasu w głowie powstała mi jeszcze jedna konkluzja na temat ówczesnej sytuacji – praktycznie nikt z pacjentów nie patrzył wtedy na pieniądze. Cena nie grała wówczas roli, liczyło się to, czy pacjentowi udało się dokonać zakupu tego, czego potrzebował. A potrzebował sporo.
W tym całym pośpiechu pacjenci odwiedzający aptekę gubili często zdrowy rozsądek. Co prawda mało kto z nas znał odpowiedź na pytanie – co będzie dalej. Niemniej jednak ilości preparatów zakupione przez pacjentów potrafiły przyprawić o zawrót głowy.
Analizując wypowiedzi pacjentów w tamtym okresie wyraźnie widać, że przeważająca większość z nich po prostu się bała. Najczęściej powtarzanym pytaniem do nas farmaceutów było to, czy będziemy cały czas otwarci. Na nic jednak zdały się nasze zapewnienia, że apteki nie zostaną zamknięte. Pacjentów przybywało i przybywało.