Żaden bodaj z leków nie sprawia tyle kłopotu aptekarzom i hurtownikom przy nabywaniu, jak balsam peruwiański. Jakże znajomo brzmią słowa wypowiedziane przed blisko stu laty na łamach „Wiadomości Farmaceutycznych”! Niestety, najpiękniej pachnący surowiec recepturowy, dający ogromne możliwości w tworzeniu bardzo skutecznych leków – dodajmy: leków konkurencyjnych wobec tych gotowych – jest nadal chronicznie niedostępny w hurtowniach. Pojawia się na kilka miesięcy i znika potem na kilka lat… Z ogromną szkodą dla pacjentów, niemogących korzystać z jednego z nielicznych dziedzictw dawnej farmacji, które nie znalazło swego syntetycznego odpowiednia i które, jako wyjątkowy dar natury, skutecznie oparło się rewolucji chemii syntetycznej!
W kolejnym artykule z cyklu „Surowce recepturowe dawniej i dziś” zapraszamy Czytelników „Aptekarza Polskiego” do zapoznania się z fascynującą historią leczniczego stosowania balsamu peruwiańskiego: dowiedzmy się, skąd pochodzi i jak był pozyskiwany, a także odpowiedzmy na pytanie dlaczego tak często go fałszowano. Przytoczmy definicje farmakopealne zarówno współczesne, jak i te sprzed lat. Zacytujmy również stare i sprawdzone przepisy jak i te, które wykonuje się na recepturze obecnie. Wyjaśnimy zarazem, jakie są ich możliwości terapeutyczne. Zapraszamy do lektury!
Balsam peruwiański – pochodzenie surowca
Aptekarze balsam peruwiański darzyli zawsze wielką sympatią i szacunkiem. Wyrazem tego były liczne artykuły w których nie tylko farmaceuci-naukowcy, ale także szeregowi pracownicy aptek rozpisywali się wręcz o jego tajemniczym pochodzeniu i korzystnych właściwościach leczniczych. Na szczególną uwagę zasługuje opracowanie Jana Fabickiego zatytułowane „Balsam peruwiański. Zarys farmakognostyczny” z roku 1922, które – skądinąd – zostało nagrodzone drugą nagrodą w konkursie „Wiadomości Farmaceutycznych” i w tym też czasopiśmie zostało opublikowane.
O Janie Fabickim i jego opracowaniu
Autor, absolwent studiów farmaceutycznych w Dorpacie z roku 1913, opromieniony sławą samodzielnie i wzorowo zarazem urządzonego laboratorium „analityczno-bakteriologicznego” w Radomiu, przygotowywał wówczas pracę doktorską na Uniwersytecie w Nancy i – jak widzimy – miał również czas na popularyzację nauki. Jego opracowanie to bodaj pierwsze polskojęzyczne źródło kompleksowej wiedzy o balsamie peruwiańskim, rozprawiające się przy okazji z wieloma powszechnie wówczas powtarzanymi błędnymi informacjami o tym surowcu.
Nie peruwiański, a San-Salvador
O balsamie peruwiańskim pisał Fabicki, że w związku z pochodzeniem powinien nazywać się nie „peruwiański”, a „Balsamum San-Salvador”, jego ojczyzna znajduje się bowiem w dalekim i zatartym w pamięci ludzkiej zakątku Środkowej Ameryki, (…) w Rzeczypospolitej San-Salvador, na tzw. „balsamicznym brzegu”, w Peru zaś położony był wyłącznie port Kallao skąd niegdyś wyprawiano balsam do Europy. Jak wyjaśniał Fabicki drzewo balsamu, peruwiański – woniawiec Pereiry (kropliwoń peruański) (…) hodowane i pielęgnowane od wieków przez zamieszkałych tam dzikich Indjan, słusznie jest przez nich uważane za dar niebios, eksploatacja tego drzewa stanowi bowiem od wieków ich jedyny zarobek i uważane jest za talizman, przechodzący z potomstwa w potomstwo.
Fabicki podkreślał przy tym, że woniawiec Pereiry rośnie na bardzo małej przestrzeni Środkowej Ameryki, dodając: potężne to drzewo, podobne do naszego dęba, 40-50 stóp wysokie, o grubym gałęzistym pniu, korze nieco nierównej, liściach nieparzysto-pierzastych, kwiatach ułożonych w grona o barwie białej, woni przyjemnej. (…) każde takie drzewo rośnie przez wieki całe i staje się dziedzicznością pokoleń, lecz balsam wydziela dopiero po 25-30 latach.
Woniawiec Pereiry
Fabicki słusznie zaznaczał, że choć znany i stosowany w Europie od dawna, balsam peruwiański był surowcem tajemniczym i skrywał swe pochodzenie aż do drugiej połowy XIX wieku, kiedy zainteresowali się nim: farmakognosta Pereira, którego nazwisko zostało póxniej upamiętnione w nazwie gatunkowej, angielski farmakognosta (aptekarz z Londynu) Daniel Hanbury oraz francuski podróżnik d-r Dorat i pewien szwajcarski aptekarz. Dzięki ich wysiłkowi i pracom Europejczycy mogli dowiedzieć się w końcu skąd pochodzi balsam peruwiański i jak się go otrzymywało w drugiej połowie XIX wieku. Informacje te streszczał Fabicki: wydobywanie balsamu z drzew może trwać w ciągu roku całego, lecz najobfitszem ono jest od lipca do stycznia w miesiącach suchych. Podczas kwitnienia drzew w lutym i marcu ilość balsamu znacznie się zmniejsza. Po deszczach gdy następują suche pory roku, w grudniu rozpoczynają mieszkańcy pracę około wydobywania balsamu.
Jak niegdyś pozyskiwano balsam?
Opis owego tradycyjnego „wydobywania” warto przytoczyć w całości, aby uzmysłowić sobie jak wiele ludzkiej pracy składało się na możliwość leczniczego stosowania balsamu peruwiańskiego w europejskich aptekach i zarazem jak wielką musiała być pokusa… fałszowania tak drogocennego surowca! W pełni księżycowej nocy biją korę pnia drzew młotem, obuchem siekiery, albo innem tępem narzędziem, dotąd, dopóki nie stanie się miękka i łatwo oddzielająca się od drzewnika. Mimo tych drastycznych zabiegów drzewa eksploatowano ostrożnie: obijanie kory dokonywują ostrożnie i nie naokoło całego drzewa, a miejscami, a mianowicie w 4-ch dowolnych miejscach wzdłuż pnia, zostawiając 4 pasy (naprzemianległe z pierwszemi) nieobite na przyszłość. Czynią to w tym celu, ażeby drzewa, nim ulegną zniszczeniu wskutek zupełnego obnażenia ich z kory, mogły wydawać balsam. Po upływie 5-6 dni obite części kory ostrożnie opalają chróstem lub pochodniami, aż do powierzchniowego jej zwęglenia, poczem w dni czternaście z pnia rozpoczyna się wydzielanie balsamu, trwające od 4 do 5 dni. Przez cały ten czas ogołocone miejsca pnia pokrywają kawałkami sierści i bawełny, w które balsam wsiąka. Przesiąkłe tym sposobem kawałki gotują z wodą w garnku glinianym, przez co balsam opada na dno. Po oziębieniu, zlewają wodę (…). Nakoniec, balsam wlewają do wydrążonych skorup tykwowych (…) i odsyłają (…) na sprzedaż. Następnie balsam był w porcie San-Sanato rozlewany do glinianych dzbanków, które przychodzą z Hiszpanji z winem Malagą i wysyłają do Londynu, Bordeaux i innych miejsc, w których definitywnie balsam oczyszczają.
Czego zabronili Indianom Hiszpanie?
Jak zastrzegał Fabicki, na początku XX wieku rosło na „balsamicznym brzegu” zaledwie 3000 drzew, a roczne pozyskanie balsamu peruwiańskiego wynosiło wówczas 7000 kilogramów. Z jednego drzewa pozyskiwano balsam przez co najmniej trzydzieści lat, pod warunkiem jednak zachowania 5-6-letniej przerwy w pozyskiwaniu surowca po każdem wydobyciu balsamu. Niegdyś balsam pozyskiwano metodą znacznie mniej wydajną, która została jednak zabroniona podczas panowania Hiszpanów w Środowej Ameryce, otóż Indianie drzewa po prostu ścinali i wygotowywali balsam z rozdrobnionego drzewnika.