Nawet, co 10. lek sprzedawany w Polsce może być podrabiany! – ostrzega Światowa Organizacja Zdrowia.
Polskie grupy przestępcze znalazły nowe źródło dochodów – sprowadzanie fałszywych tabletek z Dalekiego Wschodu. W pierwszym półroczu tego roku celnicy zarekwirowali 107 tys. opakowań leków, podczas gdy przez cały ubiegły rok tylko 1,3 tys. To prawie 170-krotny wzrost. – Można już mówić o prawdziwej pladze – przyznaje Witold Lisicki, rzecznik służby celnej.
Najczęściej sprowadzane są podrabiane leki na potencję oraz sterydy, a także antybiotyki, leki przeciwbólowe, hormonalne i środki na odchudzanie. Sprzedawane są przez internet, w sex shopach, siłowniach i na targowiskach. Identyczne pod względem wizualnym podróbki różnią od oryginałów składem chemicznym. Ich zażycie może mieć tragiczne skutki.
– Podrobione leki są realnym zagrożeniem dla zdrowia i życia – ostrzega Paweł Sztwiertnia, dyrektor generalny Związku Pracodawców Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych INFARMA. Związek od dawna zwracał uwagę, że ten problem narasta w krajach Europy Zachodniej i wkrótce może dotrzeć do Polski. Teraz dotarł.
– W ostatnich miesiącach otrzymujemy coraz więcej informacji o podróbkach leków. Dlatego zaczęliśmy intensywniej monitorować pod tym kątem internet, targowiska, siłownie i kluby – mówi Robert Horosz z biura prasowego Komendy Głównej Policji.
Jednak nieoficjalnie policjanci przyznają, że zjawisko stało się tak powszechne, iż nie są w stanie go kontrolować. To nie jest zresztą polska specyfika – fałszywe leki zalewają całą Europę, dostarczane przez zarejestrowane na Wschodzie firmy i ich przedstawicieli.
Eksperci ostrzegają, że każdy lek kupiony z niepewnego źródła może okazać się groźną fałszywką o tragicznych dla zdrowia konsekwencjach. Według badań ekspertów podróbki zawierają albo placebo, np. w postaci cukru lub gipsu, albo mają substancję aktywną taką jak prawdziwy lek, ale w dużo mniejszej ilości, albo ich skład jest zupełnie inny. Szczególnie te ostatnie są groźne. Mogą nawet zabić.
Polskie grupy przestępcze znalazły nowe źródło dochodów – sprowadzanie fałszywych tabletek z Dalekiego Wschodu. W pierwszym półroczu tego roku celnicy zarekwirowali 107 tys. opakowań leków, podczas gdy przez cały ubiegły rok tylko 1,3 tys. To prawie 170-krotny wzrost. – Można już mówić o prawdziwej pladze – przyznaje Witold Lisicki, rzecznik służby celnej.
Najczęściej sprowadzane są podrabiane leki na potencję oraz sterydy, a także antybiotyki, leki przeciwbólowe, hormonalne i środki na odchudzanie. Sprzedawane są przez internet, w sex shopach, siłowniach i na targowiskach. Identyczne pod względem wizualnym podróbki różnią od oryginałów składem chemicznym. Ich zażycie może mieć tragiczne skutki.
– Podrobione leki są realnym zagrożeniem dla zdrowia i życia – ostrzega Paweł Sztwiertnia, dyrektor generalny Związku Pracodawców Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych INFARMA. Związek od dawna zwracał uwagę, że ten problem narasta w krajach Europy Zachodniej i wkrótce może dotrzeć do Polski. Teraz dotarł.
– W ostatnich miesiącach otrzymujemy coraz więcej informacji o podróbkach leków. Dlatego zaczęliśmy intensywniej monitorować pod tym kątem internet, targowiska, siłownie i kluby – mówi Robert Horosz z biura prasowego Komendy Głównej Policji.
Jednak nieoficjalnie policjanci przyznają, że zjawisko stało się tak powszechne, iż nie są w stanie go kontrolować. To nie jest zresztą polska specyfika – fałszywe leki zalewają całą Europę, dostarczane przez zarejestrowane na Wschodzie firmy i ich przedstawicieli.
Eksperci ostrzegają, że każdy lek kupiony z niepewnego źródła może okazać się groźną fałszywką o tragicznych dla zdrowia konsekwencjach. Według badań ekspertów podróbki zawierają albo placebo, np. w postaci cukru lub gipsu, albo mają substancję aktywną taką jak prawdziwy lek, ale w dużo mniejszej ilości, albo ich skład jest zupełnie inny. Szczególnie te ostatnie są groźne. Mogą nawet zabić.
źródło: Łukasz Krajewski,
„Polska- The Times” (1.09.2008)
Wojna o leki, czyli harmonizacyjne fałsze
(…) Ukazało się ostatnio wiele alarmistyczno-katastroficznych artykułów dotyczących tzw. harmonizacji leków, tj. dostosowania ich do wymogów wspólnotowych. Ogólnie mówiąc, wynika z nich, że po 31 grudnia 2008 r. pacjenci nie będą mogli kupić tanich polskich leków w aptekach, a cała ta sytuacja jest wynikiem antypolskiej polityki Unii Europejskiej. W sprawie interweniował zresztą sam rzecznik praw obywatelskich, nawołując wręcz do odstąpienia od rejestrowania leków jako bariery dla ich taniości (sic!). Naszym zdaniem cała ta harmonizacyjna histeria wynika z niezrozumienia, o co w sprawie chodzi.(…)
(…) Larum dotyczy rzekomego nagłego wzrostu cen leków, gdy te, które nie przejdą pomyślnie harmonizacji, zostaną wycofane z obrotu. (…)Warta polemiki jest natomiast nieprawdziwa teza o drożyźnie refundacyjnej.
Po pierwsze, te leki, które nie przejdą harmonizacji, to zwykle leki stare, mające zamienniki. Dla każdej grupy terapeutycznej trzeba by więc zrobić porównawcze badanie cen, aby dojść do – obecnie jak się zdaje – z góry sformułowanego, uogólniającego wniosku o wzroście cen w rezultacie harmonizacji.
Po drugie, w tezie tej jak na dłoni widać naturę głównego mitu refundacyjnego – że tanie leki na liście to taniość dla pacjenta. Tymczasem jest odwrotnie. Jeżeli z list znikną stare, tanie leki, podniesie się limit współpłacenia przez NFZ, co spowoduje obniżkę realnej ceny innych leków dla pacjenta. Trzeba bowiem pamiętać, że im więcej ceny leku pokryje NFZ, tym mniej zostaje do zapłaty dla Kowalskiego. To w interesie NFZ, a nie pacjenta jest obecność na listach refundacyjnych tanich limitodawców. W ten sposób bowiem współpłaci tylko do ich niskiej ceny (…).
(…) Larum dotyczy rzekomego nagłego wzrostu cen leków, gdy te, które nie przejdą pomyślnie harmonizacji, zostaną wycofane z obrotu. (…)Warta polemiki jest natomiast nieprawdziwa teza o drożyźnie refundacyjnej.
Po pierwsze, te leki, które nie przejdą harmonizacji, to zwykle leki stare, mające zamienniki. Dla każdej grupy terapeutycznej trzeba by więc zrobić porównawcze badanie cen, aby dojść do – obecnie jak się zdaje – z góry sformułowanego, uogólniającego wniosku o wzroście cen w rezultacie harmonizacji.
Po drugie, w tezie tej jak na dłoni widać naturę głównego mitu refundacyjnego – że tanie leki na liście to taniość dla pacjenta. Tymczasem jest odwrotnie. Jeżeli z list znikną stare, tanie leki, podniesie się limit współpłacenia przez NFZ, co spowoduje obniżkę realnej ceny innych leków dla pacjenta. Trzeba bowiem pamiętać, że im więcej ceny leku pokryje NFZ, tym mniej zostaje do zapłaty dla Kowalskiego. To w interesie NFZ, a nie pacjenta jest obecność na listach refundacyjnych tanich limitodawców. W ten sposób bowiem współpłaci tylko do ich niskiej ceny (…).
źródło: Rzeczpospolita, (31-07-2008)
Natalia Łojko , Paulina Kieszkowska-Knapik