Bycie sobą a lęk
Asertywność to termin niezwykle popularny, który na dobre zadomowił się w języku potocznym. Obiecujemy sobie, że następnym razem postąpimy asertywnie. Że nie podejmiemy pochopnie decyzji, której konsekwencje wcale nie są dla nas korzystne. Tymczasem pojawia się kolejna okazja, a my ponownie doświadczamy wewnętrznego niepokoju, wynikającego z chęci bycia uprzejmym i nie pozostawienia drugiej osoby z niczym. Bierzemy tym samym na swoje barki ciężar, którego sobie nie życzymy. Idąc dalej – kładąc na szali cudze korzyści oraz własny komfort pozwalamy, by to, co nasze poszybowało w dół. A zatem – byśmy świadomie deprecjonowali własne potrzeby zaspokajając potrzeby innych.
Pojęciem asertywności po raz pierwszy posłużył się psycholog behawioralny Joseph Wolpe. W opublikowanej w 1958 roku książce Wolni od lęku badacz wyjaśniał, że „celem uczenia zachowań asertywnych jest nauczenie pacjenta skutecznych form zachowania w stosunku do innych ludzi. Jest to niepodważalna prawda, nawet jeśli trening dotyczy również sposobów wyrażania gniewu. Nigdy natomiast trening asertywności nie ma służyć wzmacnianiu zachowań agresywnych” [1]. Według Wolpe’a, postawa asertywna redukuje lęk, stanowi kreatywny sposób postępowania oraz – co szczególnie ważne – pozwala na wyrażanie swoich emocji. Istnieje zasadnicza różnica między asertywnością, agresywnością, uległością i biernością, które możemy uznać za cztery główne typy reakcji. Zanim jednak podejmiemy się ich charakterystyki, warto przyjrzeć się definicji asertywności.
Rees i R. Graham przekonują, że zachowanie asertywne daje „jednostce największą szansę osiągnięcia pożądanych rezultatów, a zarazem pozwala jej na zachowanie szacunku dla samej siebie oraz respektowanie innych” [2]. Osiągnięcie pożądanych rezultatów wcale nie musi oznaczać namacalnych zysków. Korzyścią jest przecież także spokój i brak konieczności podejmowania działań sprzecznych z naszymi oczekiwaniami. Dbałość o wewnętrzne poczucie bycia w zgodzie z samym sobą jest podstawą szacunku do własnej osoby – jako tej, która nie pozwala ulec zdominowaniu przez innych, lecz jest w stanie skutecznie wyznaczać własne granice. Wszystko to odbywa się jednak nie na zasadzie walki o swą nienaruszalną strefę, lecz poprzez pełne szacunku wyrażanie swoich potrzeb. Nadszarpnięcie szacunku do samego siebie może prowadzić do bólu psychicznego. Jeśli bowiem we własnych oczach stajemy się kimś, kto nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań i niedostatecznie dba o własne interesy, zyskujemy status osoby nieudolnej, słabej, uległej – rzecz jasna w odbiorze własnym. Etykiety te – jak to zwykle z etykietami bywa – są i krzywdzące i przesadzone. Jednak reakcje emocjonalne na przykre doświadczenia z reguły potęgują negatywny odbiór sytuacji i jej uczestników, a w tym przypadku nas samych. Należy bowiem pamiętać, że nie odgrywamy roli zbawicieli.
Próba uszczęśliwienia całego otoczenia nazwana została efektem Pollyanny. Opisane w 1978 r. przez psychologów zjawisko polega na dążeniu człowieka do uszczęśliwienia całego otoczenia i niedopuszczaniu do siebie negatywnych przeżyć. Nazwa tego zjawiska nawiązuje do bohaterki powieści Eleanor H. Porter, na podstawie której powstał film w reżyserii Davida Swifta (1960). Z psychologicznego punktu widzenia zachowanie to nosi znamiona patologicznego. Nie sposób bowiem odseparować się od trosk i przeciwności, nie sposób także zaspokoić potrzeb całej, choćby niewielkiej społeczności. Bardzo łatwo zatracić wówczas swoje osobiste cele, a także rzeczywisty kontakt z własnymi emocjami.
Mam prawo do…
Respektowanie innych oznacza zachowanie pełni szacunku oraz nadanie swojego komunikatu w taki sposób, aby szacunek ten był w zupełności czytelny. To gwarancja, że druga osoba nie poczuje się odrzucona, a tym bardziej skrzywdzona. Otrzyma odmowę, z którą każdy, kto zwraca się z konkretną prośbą czy propozycją powinien się liczyć. Jeśli jednak reakcja na asertywną odmowę nosi znamiona agresji, staje się argumentem przemawiającym za słusznością podjętej przez nas decyzji.
Do klasyki psychologii XX wieku przeszły prawa asertywności sformułowane przez H. Fensterheima, głoszące, że:
- Masz prawo do wyrażania siebie, swoich opinii, potrzeb, uczuć – tak długo, dopóki nie ranisz innych.
- Masz prawo do wyrażania siebie, nawet jeśli rani to kogoś innego – dopóki Twoje intencje nie są agresywne.
- Masz prawo do przedstawiania innym swoich próśb – dopóki uznajesz, że oni mają prawo odmówić.
- Są sytuacje, w których kwestia praw poszczególnych osób nie jest jasna. Zawsze jednak masz prawo do przedyskutowania tej sytuacji z drugą osobą.
- Masz prawo do korzystania ze swoich praw. [3]
Można zauważyć, że prawa te mają charakter progresywny, mianowicie z zapisu na zapis margines tolerancji wobec konkretnych zachowań ulega przesunięciu. Pierwsze z praw wydaje się analogiczne do imperatywu kategorycznego Immanuela Kanta, który przekonywał, iż należy postępować tak, jakbyśmy chcieli, aby inni również postępowali. To niemal powtórzenie biblijnej reguły „Nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe”.
Następna z zasad mówi o czystości intencji. Wyrażanie swoich potrzeb jest w pełni usprawiedliwione, dopóki mamy przekonanie o ich nieinwazyjności. Można – żartobliwie – posłużyć się frazeologią, przytaczając powiedzenie o piekle, które wybrukowane jest dobrymi intencjami. Mówiąc jednak najzupełniej poważnie, zastosowanie tego prawa mogłaby ilustrować następująca sytuacja: kierownik apteki pokłada w nas ogromne nadzieje, określając mianem wzorowego pracownika. Co więcej, chciałby, abyśmy przepracowali u niego długie lata i może pewnego dnia zastąpili go na tym stanowisku. Nam jednak nadarzyła się doskonała okazja, by zmienić pracę na znacznie lepiej płatną i w bardziej komfortowych warunkach. Informujemy więc przełożonego o swoim zamiarze i już od pierwszych chwil dostrzegamy jego rozczarowanie. Po wysłuchaniu naszych racji, wysuwa szereg argumentów na rzecz pozostania w jego aptece. My jednak głęboko czujemy, że nasze aspiracje każą iść dalej. W jaki sposób asertywnie odpowiedzieć na taki komunikat? Przede wszystkim warto zacząć od docenienia propozycji kierownika, aby następnie przejść do wyartykułowania podjętej decyzji – na przykład: „Jest mi naprawdę miło i czuję się wyróżniony, że docenia Pan moje starania. Dla mnie ta apteka to prawie drugi dom. Jednak odczuwam potrzebę zmiany, która nie jest wcale związana z tym, że źle mi się tu pracuje. Myślę po prostu, że warto próbować różnych rzeczy, by zebrać jak największe doświadczenie. Stąd moja decyzja o odejściu. Długo nad nią myślałem, nie jest więc podyktowana chwilowym impulsem”. W przytoczonym komunikacie wyraziliśmy swoje pozytywne odczucia wobec miejsca pracy. Podkreśliliśmy ważną rolę kierownika – jako niezaprzeczalnego autorytetu i mentora. Jednocześnie powtórzyliśmy swoją decyzję. To przykład postawy asertywnej i dyplomatycznej zarazem. Daliśmy także jasny sygnał, że nie interesuje nas czas na przemyślenie, gdyż decyzja nie została podjęta pochopnie.
Postawę asertywną możemy porównać do relacji opisanej przez Thomasa Harrisa jako „ja jestem OK – ty jesteś OK” [4]. Jest to teoria mówiąca o tym, że startowe podejście do drugiego człowieka powinno bazować na przekonaniu, że nie jesteśmy względem siebie ani lepsi, ani gorsi, że nie stanowimy biegunów dobra i zła, postępowania fair i nie fair, lecz możemy prowadzić konstruktywną rozmowę i budować uczciwą relację opartą na szacunku.
Asertywne „nie, dziękuję”
Postawa asertywna jest z psychologicznego punktu widzenia najzdrowszą formą reagowania na informacje, z którymi nie do końca się zgadzamy. Jej przeciwieństwo z kolei stanowi zachowanie agresywne. Wyobraźmy sobie, że odwiedza nas dość natrętny przedstawiciel medyczny. Jest środek dnia, drzwi do apteki niemalże się nie zamykają. A tymczasem przychodzi z wizytą elegancko ubrany mężczyzna, który z uśmiechem prosi o możliwość przedstawienia rzekomo doskonałej oferty nowego leku. Odpowiedź agresywna mogłaby brzmieć: „Nie widzi Pan, że jestem zajęty? A poza tym nie interesuje mnie Pana propozycja. Żegnam!”. Być może nie zależy nam na pogłębionej relacji z firmą, którą reprezentował nasz gość, jednak potraktowanie w ten sposób kogokolwiek jest nie tylko niegrzeczne, ale też krzywdzące. Wiemy natomiast – na podstawie praw Fensterheima – że nie na tym polega konstruktywna odmowa. Odpowiedź asertywna mogłaby więc brzmieć następująco: „Bardzo Pana przepraszam, ale mam wielu pacjentów. Poza tym obawiam się, że nie jestem zainteresowany Pana ofertą, gdyż mamy już szeroką gamę leków na to schorzenie”. Gdyby jednak przedstawiciel nieustępliwie próbował ustalić inny termin, my zaś mielibyśmy pewność, że nic z tego nie wyjdzie, moglibyśmy dodać: „Chcę być wobec Pana szczery. Nie skorzystamy z Pana oferty. Ale jeśli będzie miał Pan innym razem nowe propozycje, oczywiście zapraszam. Proszę jednak wcześniej zadzwonić, byśmy mogli umówić się na konkretną godzinę”. W ten oto prosty i pełen opanowania sposób pozbyliśmy się kłopotliwego gościa.
Postawa uległa polegałaby z kolei na spotkaniu z przedstawicielem mimo wewnętrznej niechęci i rodzącej się z tego powodu frustracji. Możemy mieć jednak pewność, że nasze samopoczucie będzie z chwili na chwilę ulegało pogorszeniu.
Asertywnością farmaceuta ma okazję wykazać się również w kontakcie z pacjentami. Wyobraźmy sobie, że do okienka podchodzi dobrze nam znana osoba, która od lat kupuje u nas leki. Pewnego razu zwraca się z nietypową prośbą. Przychodzi właśnie po główny w jej schorzeniu lek, który zażywa codziennie od dłuższego czasu. Lekarz wypisał receptę na jedno opakowanie, choć pacjentka wyraźnie prosiła o dwa z powodu trudności w przemieszczaniu się. Zwraca się więc do nas z prośbą o możliwość zakupu drugiego opakowania, tłumacząc, że z pewnością nie będziemy mieli z tego tytułu żadnych kłopotów, a dla niej to sprawa niezwykle ważna. Nasz wewnętrzny głos woła, że to niedozwolone, z drugiej strony sympatia do tej osoby i współczucie, jakie w nas budzi sugerują, by spełnić jej prośbę. Jak zatem wybrnąć z sytuacji? Najlepiej poszukać alternatywnego rozwiązania. W pierwszej jednak kolejności warto uzasadnić konieczność odmowy. Następnie zaś zasugerować choćby zamówienie wizyty domowej lub zatelefonowanie do przychodni z prośbą o możliwość odebrania recepty przez kogoś bliskiego.
Czym w takim razie jest postawa bierna? Brakiem jednoznacznej odpowiedzi, a tym samym zupełnym niezdecydowaniem. Proszącemu o spotkanie sprzedawcy odpowiedzielibyśmy wówczas: „Jest sporo ludzi, jak Pan chce czekać, to proszę. Ale nie wiem, ile to potrwa” lub też „Nie wiem, czy jestem zainteresowany”. Postawa pasywna nie posuwa spraw naprzód. Jest postawą, która sprawia, że grzęźniemy w dylemacie, co samo w sobie okazuje się niezmiernie deprymujące. Co ciekawe, bardzo często osoby wykazujące taki stosunek do sytuacji trudnych (tj. nadużywające w codziennej komunikacji wyrażeń: „nie wiem”, „może”, „obojętnie”, „zobaczę”), takie doświadczenie prawdopodobnie nie wywoła konfuzji. Jest bowiem czymś dla niej naturalnym. Pytanie więc brzmi, czy trzeba wówczas na siłę pracować nad zmianą swojego stylu porozumiewania się. Odpowiedź zależy od naszych preferencji oraz wagi, jaką przykładamy do relacji z otoczeniem. Jeśli uznajemy swoją pasywność za rodzaj podejścia, które nam doskwiera lub – co gorsza – szkodzi, zapewne warto podjąć starania na rzecz jego modyfikacji. Podobnie, jeśli widzimy, że ważne dla nas osoby z tego powodu odczuwają dyskomfort. To wyraźny sygnał, że trud dokonania zmiany wart jest zachodu.
Stawiając granice
Matthias Nöllke podkreśla znaczenie suwerenności w kontekście zachowań asertywnych [5]. Suwerenność jako poczucie bycia okrętem i żeglarzem stanowi główną siłę napędową, skłaniającą nas do pragnienia rzeczy większych i doskonalenia samych siebie. To także fundament samosterowności, czyli niezbędnego komponentu zdrowia psychicznego. Warto bowiem uzmysłowić sobie, że jesteśmy ludźmi wolnymi i w swej wolności odrębnymi. Nasza odrębność nie oznacza odseparowania od otoczenia, lecz jest wyraźnym zarysowaniem granic, których inni (nawet bliscy) nie powinni przekraczać.
Zastanawiając się nad własną asertywnością, S. Rees oraz R. S. Graham, sugerują postawienie sobie kilku zasadniczych pytań. Badacze proponują, aby przywołać z pamięci doświadczenie, w którym nie zachowaliśmy się asertywnie [6]. Następnie – zastanowić się, jakie korzyści czerpaliśmy z takiego zachowania? Dalej – jakie ponieśliśmy w związku z nim straty? Kolejno – co moglibyśmy osiągnąć zachowując się asertywnie? I wreszcie – przychodzi czas na dokonanie wyboru, a więc odpowiedzenie sobie, które zachowanie wolelibyśmy powtórzyć w przyszłości. To w istocie nic innego, jak dokonanie rachunku zysków i strat. Można by nawet ćwiczenie to wykonać w postaci tabeli, gdzie w jednej kolumnie zapisalibyśmy plusy danego zachowania, w drugiej zaś minusy. Inną techniką jest tzw. analiza SWOT, która bada silne i słabe strony danej kwestii, a także możliwości z niej wynikające oraz potencjalne zagrożenia. Zapisanie swoich obaw może okazać się znacznie bardziej skuteczne od samej refleksji nad nimi. Widzimy bowiem wtedy bezpośrednio wszystko to, z czym się mierzymy i znacznie łatwiej oprzeć się rozproszeniu myślowemu, które ostatecznie prowadzić może w zgubną stronę usprawiedliwiania postaw, przynoszących szkody. Zapisywanie wyzwań i postanowień oraz umieszczanie kartki w widocznym miejscu (jeśli wolimy, aby inni nie mieli do niej dostępu, może to być nasz kalendarz) bywa porównywane do kontraktu psychologicznego z samym sobą. Dokonanie bowiem zapisu kojarzy się jednoznacznie ze sporządzeniem umowy. W tym przypadku byłaby to umowa na lepsze życie.
Ja to ja
Fritz Perls, prekursor psychoterapii Gestalt, napisał krótki utwór, nazwany „Modlitwą Gestalt”, który stał się manifestem tego podejścia terapeutycznego. Wyraża bowiem jego esencję i jednocześnie sedno bycia asertywnym. Słowa tego liryku brzmią: „Ja robię swoje, a ty robisz swoje. Nie jestem na tym świecie po to, by spełniać twoje oczekiwania, a ty nie jesteś na tym świecie, by spełniać moje. Ty jesteś ty, a ja jestem ja. I jeśli przypadkiem natrafimy na siebie to wspaniale. Jeśli nie, to nic nie można na to poradzić” [7]. Warto jednak pamiętać, że owo niespełnianie cudzych życzeń – można poprzedzić życzliwą, acz jednoznaczną informacją. Informacją, która zabezpieczy nasze osobiste granice i nie pozostawi drugiego człowieka z rozgoryczeniem. Co w zawodach opartych na codziennym kontakcie z innymi ludźmi, jak ma to miejsce w przypadku farmaceutów, wydaje się rzeczą kluczową.
dr n. o zdr. Adam Zemełka
[1] Joseph Wolpe, Wolni od lęku, Warszawa 1999, s. 85
[2] S. Rees, R. Graham, Bądź sobą. Trening asertywności, Warszawa 2002, s. 25
[3] H. Fensterheim, Don’t say yes when you want to say no, New York 1978
[4] T. Harris, Ja jestem OK – ty jesteś OK, Poznań 2009
[5] Matthias Nöllke, Asertywność i sztuka ciętej riposty, Warszawa 2010, s. 15.
[6] S. Rees, R.S. Graham, Bądź sobą. Trening asertywności, Warszawa 2002, s. 44.
[7] Clarkson P., Mackewn J, Fritz Perls, Gdańsk 2008, s. 101