Historia belgijskiego aptekarstwa i belgijskie muzea farmacji… Co o nich wiemy? Bądźmy szczerzy: nic lub bardzo niewiele. I nie wstydząc się tego faktu, postanowiliśmy wykorzystać okazję i w czasie pobytów w Belgii odwiedzać tamtejsze muzea farmacji! Wrażeniami dzielimy się oczywiście z Czytelnikami „Aptekarza Polskiego”.
Z dala od autostrad…
Współczesny sposób podróżowania nie sprzyja odwiedzaniu małych miast i miasteczek, które – ku swemu wielkiemu zadowoleniu – leżą z dala od autostrad. Lecąc z kolei samolotem niewiele zobaczymy, nie będziemy chłonąć krajobrazów i przypatrywać się budynkom, a przecież już to samo w sobie często wystarczy, aby zrozumieć specyfikę mijanych krajów. Niegdyś było zupełnie inaczej: podróż musiała wieść przez rynki i główne ulice kolejnych miast, a że trwała wiele dni, nie zaś godzin, można było naprawdę dużo zobaczyć.
Profesora Muszyńskiego wędrówki farmakognostyczne po Europie
I tak właśnie, pod koniec lat dwudziestych XX wieku, przemierzał Europę profesor Jan Muszyński, jeden z najwybitniejszych polskich farmaceutów-naukowców. Jego wspomnienia, spisane w fascynującym po dziś dzień cyklu „Z wędrówek farmakognostycznych po Europie”, zawsze towarzyszą nam w podróżach – bardzo cenne refleksje, przenikliwe obserwacje, zdumiewające i nadal aktualne diagnozy cech narodowych… Przed wyprawą do Belgii, sięgnęliśmy zatem nie po PDF bardzo interesującego i opisanego już na łamach „Aptekarza Polskiego” belgijskiego receptariusza „Formulaire Therapeutique Magistral”, a po zakurzone „Wiadomości Farmaceutyczne” z przełomu lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku. Po to, aby odnaleźć reportaże poświęcone krajom Beneluksu.
Czytaj także:
- Recepturowe wędrówki po Europie. Belgia, część pierwsza
- Recepturowe wędrówki po Europie. Belgia, część druga
- Recepturowe wędrówki po Europie. Belgia, część trzecia
- Recepturowe wędrówki po Europie. Belgia, część czwarta
„Sympatyczny kraj”
Oczywiście w czasie swojej wielkiej podróży odwiedził profesor Muszyński także Belgię. O godzinie 12 m. 30 przejeżdżam granicę Belgji. Brak czasu z jednej strony, a z drugiej znikoma rola, jaką odgrywa Belgja we wszechświatowej produkcji leków, nie zachęca mnie do zatrzymywania w tym skądinąd sympatycznym kraju, który tyle ucierpiał w czasie ostatniej wojny. Obserwuję więc Belgję z okien pociągu biegnącego z przez Antwerpję, Brukselę i Mons, t.j. miasta najgęściej zaludnionych w Europie porowincyj. Tak oto zaczyna się relacja opublikowana w „Wiadomościach Farmaceutycznych” z 20 kwietnia 1930 roku. Północną część Belgji zamieszkują Flamandowie, mówiący narzeczem holenderskiem, prowincje zaś południowe zamieszkałe są przez ludność celtycką, t.z. Walonów, używających języka francuskiego. I tak jest po dziś dzień.
Profesor Muszyński nie mógł oderwać wzroku od wciąż widocznych, wojennych ran: w Belgji nawet z okien wagonu widać jeszcze na każdym kroku ślady zawieruchy wojennej, która się kłębiła w ciągu lat czterech na tych nieszczęsnych ziemiach.
Wspólne problemy: co wiemy o historii farmacji w Belgii?
Istotnie, Belgia, wciśnięta pomiędzy Francję i Niemcy, cierpiała w czasie wielu europejskich wojen w nie mniejszym stopniu, jak Polska. Ale czy coś jeszcze nas łączy? Co wiemy o historii farmacji w Belgii? To przykładowo, że tamtejsi aptekarze zmagali się z bardzo podobnymi problemami, jak nasi wielcy poprzednicy. „Zmagali się”, częściej jednak odnosili na polu tych walk sukcesy, co bardzo skrupulatnie odnotowywało czołowe polskie czasopismo okresu dwudziestolecia międzywojennego: „Wiadomości Farmaceutyczne”.
Nie dziwmy się zatem, że wiele relacji naznaczonych było podziwem i… pozytywnie wyrażoną zazdrością. W roku 1929 komunikowano: Minister Spraw Wewnętrznych i Zdrowia Publicznego [Belgii] złożył w parlamencie projekt ustawy o powołaniu do życia izb aptekarskich. Ich celem – jak podkreślano –miało być dbanie o honor, sumienność i godność zawodu. Przypomnijmy, że izby aptekarskie były wielkim i niestety niespełnionym marzeniem polskiego środowiska aptekarskiego w okresie międzywojennym…
W roku 1931 z kolei redakcja „Wiadomości…” donosiła o projekcie ustawy precyzującej kwestię wydawania leków przez lekarzy: lekarz może utrzymywać i wydawać leki dla swoich pacjentów, o ile w miejscowości, w której zamieszkuje, lub w miejscowości sąsiedniej niema apteki. W Polsce sprzedaż leków przez lekarzy była również dużym problemem, a na łamach cytowanego czasopisma często drukowano anonimowe listy, w których prowincjonalni aptekarze z oburzeniem informowali o takich właśnie praktykach…
Podobnie jak polscy, także belgijscy aptekarze, czuli się pokrzywdzeni przez… Kasy Chorych. W obydwu krajach dochodziło również na tym tle do strajków. W roku 1930 „Wiadomości Farmaceutyczne” relacjonowały: aptekarze postanowili nie wydawać leków na rachunek Kas Chorych. Rozpoczął się ogólny strajk (…) walka przybrała formy bardzo ostre, aż wreszcie minister powołał komisję do rozpatrzenia sprawy. Osiągnięto tymczasowe porozumienie, na mocy którego taksa została podwyższona o 10%.
W aptece kiedyś wszystko było tajemnicze
Polską i belgijską farmację łączyło zatem niemało. A jak wyglądały niegdyś apteki w Belgii? Pytanie to musimy sobie zadać zanim wejdziemy do pierwszego tamtejszego muzeum farmacji. Odpowiedzi dostarczają nam znowu dawne czasopisma aptekarskie… Polskie oczywiście!
Zaskoczonym Czytelnikom wyjaśnimy, że w „Wiadomościach Farmaceutycznych” z 1937 roku przedrukowano w ślad za „Journal de Pharmacie de Belgique” fascynującą relację zatytułowaną „Okna wystawowe w aptekach”, której autor, aptekarz Millard, zestawił wygląd dawnych aptek z ówczesnymi. W aptece kiedyś wszystko było tajemnicze: zapachy, boazerie czarne ze złotym, wielki stół i loże, nawet sam aptekarz sprawiał wrażenie alchemika, w czarnym żakiecie i ciemnym krawacie, gdy odcyfrowywał recepty lekarskie pisane nieczytelnie.
Tak było kiedyś. A w latach trzydziestych XX wieku? Dziś apteka jest jasna, jest raczej podobna do kliniki, a aptekarz w nieskazitelnej białości fartuchu zapiętym po szyję – do lekarza, przy tym te reklamy krzykliwe i jaskrawe, plakaty zachwalające różne kremy lub leki na ścianach wnętrz i w oknach wystawowych aptek, zaś pudełka wszelkich kolorów, zawierające specyfiki, a nawet czasami przedmioty nie mające nic wspólnego z apteką, rozrzucone wszędzie!
Czytaj także: Skarby muzeum w Troyes: jedna z najpiękniejszych kolekcji aptecznych naczyń
Belgia: kraj muzeów farmacji?
To oczywiście tylko relacja i to jeszcze w polskim tłumaczeniu. Czy możemy zatem cofnąć się w czasie i wejść do dawnych belgijskich aptek? Oczywiście, dzięki tutejszym muzeom farmacji! I to ich właśnie wypatrywaliśmy w czasie podróży po Belgii, nie zaś – jak profesor Muszyński – pięknych okazów walerjany i drobnych jej zagonków. Przygotowując się do wyprawy naliczyliśmy muzeów wstępnie siedem, przy czym sześć znajduje się w Regionie Flamandzkim, jedno zaś (obecnie nieczynne) w Regionie Walońskim.
Aby uzmysłowić czytelnikom, że „siedem” to liczba bardzo duża zauważmy, że mówimy o kraju ponad dziesięć razy mniejszym od Polski. I to właśnie biorąc pod uwagę, można Belgię uznać za kraj muzeów farmacji!
Gasthuisapotheek w mieście Aarschot
Termin naszej wizyty w Belgii przypadał w dniach, w których muzea farmacji miały być akurat zamknięte… Belgowie okazali się jednak wyjątkowo gościnni i życzliwi: otwarcie muzeum poza oficjalnymi godzinami nie stanowiło żadnego problemu, pomimo że był to również dzień wolny od pracy! Co więcej: w czasie zwiedzania nikt nas nie pospieszał i nie okazywał zniecierpliwienia, mogliśmy więc do woli nacieszyć się każdym oglądanym eksponatem, wrażeniami zaś i fotografiami podzielić się z Czytelnikami „Aptekarza Polskiego”!
Pierwszym muzeum które odwiedziliśmy, było Gasthuisapotheek, należące do muzeum miejskiego (Stedelijk museum) w mieście Aarschot (północna Belgia, trzydzieści tysięcy mieszkańców). Zostało ono otwarte niedawno, bo 4 września 2022, dzięki wsparciu finansowemu rządu Regionu Flamandzkiego. To zatem nowa placówka na muzealnej mapie Europy – tym bardziej warta odwiedzania, niemniej jednak podkreślmy, że apteka mieściła się w tym miejscu przez ponad dwa wieki, jako apteka szpitala zakonnego Sint-Elisabethgasthuis.
Obecnie szpitalne budynki służą jako siedziba Cultuurcentrum Het Gasthuis, miejsca, gdzie – jak to żartobliwie zaznaczono – przez kilka stuleci (…) opiekowano się chorymi i potrzebującymi, a teraz dba się o potrzeby kulturalne (…) obywateli miasta. I rzeczywiście, Cultuurcentrum słynie z bardzo aktywnej działalności, z organizowania m.in. wydarzeń teatralnych, muzycznych, filmowych, wystaw, warsztatów… Odwiedzić można kawiarnię, w której serwowane są także regionalne piwa. I to właśnie dyrektor Cultuurcentrum, pan Dries Peeters – umożliwił nam zwiedzanie i towarzyszył w jego trakcie, za co składamy w tym miejscu serdeczne podziękowania!
Aby skorzystać z bogatej oferty Cultuurcentrum każdorazowo należy przejść przez aptekę-muzeum, która okazjonalnie służy również jako… kasa biletowa. My jednak już z niej nie wyszliśmy! Trudno bowiem było opuścić pomieszczenie w którym pieczołowicie odtworzono pierwotny wygląd apteki szpitala zakonnego z… 1767 roku. Oczywiście wygląd apteki od tego czasu wielokrotnie się zmieniał, wszak placówka ta pozostawała początkowo pod opieką sióstr zakonnych, a następnie, z biegiem czasu, przeszła pod kierownictwo dyplomowanych, fachowych farmaceutów. W roku 1978 została przejęta przez belgijską państwową instytucję opieki społecznej OCMW (Openbaar Centrum voor Maatschappelijk Welzijn), a w 1994 przeniesiono ją do budynku po drugiej strony ulicy Gasthuisstraat (ilustracja 1). Obecnie zatem sąsiadują ze sobą dwie apteki: funkcjonująca i muzealna, przy czym ta druga skrywa się za niepozornymi, drewnianymi drzwiami (ilustracja 2).
Rokokowe meble: największy skarb Gasthuisapotheek in Aarschot
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że największym skarbem Gasthuisapotheek in Aarschot są przepiękne, rokokowe, bogato rzeźbione meble (ilustracja 3). To właśnie dzięki nim sala muzealna robi tak wielkie wrażenie. Intrygującemu kolorowi, zielonemu lub niebieskiemu, w zależności od oświetlenia, towarzyszą złocenia oraz ozdobne napisy na szufladach, oczywiście z nazwami przechowywanych surowców (ilustracje 4-7). Podkreślmy przy tym, że meble te jeszcze niedawno przemalowane były na kolor brązowy i dopiero w trakcie skrupulatnych prac konserwatorskich przywrócono im pierwotny wygląd.
Centralnym miejscem izby muzealnej jest „pierwszy stół” (ilustracja 8). Po bokach jego wkomponowano ozdobne szuflady (ilustracja 4), od strony pacjenta zaś przeszklone gablotki (ilustracja 9). Najciekawiej jest jednak zająć miejsce farmaceuty, który – wydawać by się mogło – 26 dnia kwietnia 1895 roku tylko na chwilę oddalił się z miejsca pracy i na pięknym, marmurowym pulpicie pozostawił otwarty zeszyt recepturowy (ilustracja 10) oraz utensylia (ilustracja 11 i 12).
Naczynia apteczne: bogactwo kształtów i kolorów
Piękne apteczne meble Gasthuisapotheek in Aarschot są miejscem eksponowania bardzo interesującej kolekcji naczyń: rozmaitych, z różnych epok i o różnym przeznaczeniu. I chyba właśnie dzięki temu kolekcja ta jest tak bardzo interesująca. Na ogół w muzeach farmacji mamy do czynienia z kompletami naczyń, różniących się wyłącznie opisem przechowywanego surowca. Tymczasem w Aarschot możemy cieszyć się bogactwem kształtów i kolorów, poczynając od przepięknych naczyń z Delft, poprzez naczynia z kolorowych szkieł, kończąc na skromnych buteleczkach, w których leki wydawano pacjentom.
Spójrzmy zatem na ilustracje 13-16, aby poznać ogólny zarys kolekcji, a następnie zachwyćmy się poszczególnymi naczyniami z osobna (ilustracje 17-19). Uwagę zwracają doskonale znane w Polsce surowce oraz leki, m.in. balsam peruwiański, lanolina, wazelina, maść prosta, woda miętowa, teobromina, siarczan chininy, kamfora, jod… Naszym zdaniem najciekawiej prezentowały się naczynia, których opisy wykonane zostały samodzielnie przez aptekarzy (ilustracje 20-21). W części z nich nadal widniała oryginalna zawartość (ilustracje 22-24), z egzotycznym korzeniem żeń-szenia na czele!
Kolekcja opakowań na leki i materiały opatrunkowe
Naszą szczególną uwagę zwróciła w Gasthuisapotheek również kolekcja opakowań na leki i materiały opatrunkowe (ilustracje 25-28). Odnaleźć można pośród nich przede wszystkim te wytwarzane masowo przez przemysł farmaceutyczny, czyli jednym słowem – pudełka wszelkich kolorów, zawierające specyfiki, jak to ujął cytowany już powyżej aptekarz Millard. Ale są też pudełka na leki recepturowe, wydawane w pięknych firmowych opakowaniach, z nazwami aptek. Jedno z nich pochodzi z apteki w Aarschot („Kinderpoeder”).
Wielkie zróżnicowanie tej kategorii eksponatów zawdzięczamy… mieszkańcom miasteczka, wszak to w większości ich dary i efekt społecznego zaangażowania. I tutaj kolejna refleksja: bardzo szybko zorientowaliśmy się, że Belgowie wykazują wielkie zamiłowanie do wspólnej pracy, do wolontariatu i organizowania się w społecznie działające „grupy robocze”. Efekty ich pracy i pasji widać wszędzie, także w odwiedzanych przez nas muzeach farmacji!
Utensylia i biblioteka
I jest jeszcze w Gasthuisapotheek osobna salka, w której eksponowane są książki niegdyś używane w aptece w Aarschot (farmakopee i receptariusze) oraz sprzęty z aptecznej receptury i laboratorium analitycznego (ilustracje 29-30). To m.in. wagi, zestawy odważników, sterylizatory, mikroskop, szkło laboratoryjne, porcelanowe moździerze z pistalami, metalowe miski…
Zakończenie
Nasza wizyta w Aarschot dobiegła końca. Tymczasem, w sąsiednim miasteczku – Diest, oczekiwała na nas już kolejna Gasthuisapotheek, słynna również ze swych przepięknych mebli. W kolorze niebieskim! Naszymi wrażeniami z tej wizyty podzielimy się już wkrótce z Czytelnikami „Aptekarza Polskiego”.
Fot. nadesłane przez Autorów