wrzesień 2009, nr 37/15 online
OCHRONA PRZYRODY KWESTJĄ
ŻYWOTNĄ FARMACEUTÓW…

Pokrzyk wilcza jagoda (Atropa belladonna) na rycinie z roku 1860.
Ze zbiorów autora.
Pierwszym znanym głosem ze strony środowiska farmaceutycznego na temat ochrony przyrody, jest anonimowy artykuł pt. „O potrzebie ochrony widłaka Lycopodium clavatum L. w Polsce”, opublikowany na łamach „Kroniki Farmaceutycznej” w roku 1925. Tematem publikacji nieprzypadkowo wybrano widłaka, roślinę dostarczającą przez dziesiątki lat cennego surowca farmaceutycznego – likopodium, niezbędnego do wykonywania pigułek. Publikacja opisuje zagrożenia stojące przed widłakiem, na pierwszym miejscu wymieniając masowy, nadmierny wyrąb lasów, na pozostałych bowiem porębach widłak ginie, ustępując miejsca zgoła innej roślinności. Autor, będący z pewnością farmaceutą, przyznaje jednak, że wyrąb lasów jakkolwiek zmniejsza znacznie stan widłaka nie prowadzi jednak do tak raptownego zaniku rośliny, jak nieracjonalna eksploatacja tej rośliny w celu otrzymania surowca. Tak więc farmaceuci byli doskonale świadomi zagrożeń wynikających z nadmiernej eksploatacji roślin! Mało tego – jako jedni z pierwszych podjęli temat ochrony przyrody w swym „najbliższym otoczeniu”, czyli roślin stosowanych jako lecznicze.
Autor opisywanego artykułu w emocjonalny sposób relacjonował: jeżeli w dalszym ciągu wolno będzie, zbierając surowiec, tak po barbarzyńsku niszczyć roślinę, zaginie ona niewątpliwie. Zamiast bowiem ścinać przy zbieraniu tylko zarodnikonośne pędy, zbierający, chcąc ułatwić sobie wysiłek fizyczny wyrywają całą roślinę używając w tym celu – grabi. Wyrwane pędy zielne pakują do worków i w domu dopiero obcinają pędy zarodnikonośne, wyrzucając resztę. Wskutek takiego nieracjonalnego zbierania surowca całe duże przestrzenie pozbawione już zostały tej rośliny. Autor, dla podniesienia rangi swych argumentów, odniósł także ochronę widłaka do rachunku ekonomicznego: jest to roślina lekarska; zarodniki jej używane są w lecznictwie i technice. Nadmiar surowca może być wywożony z Polski, dając pewną pozycję w bilansie handlowym. Konkretnymi krokami, prowadzącymi do ochrony widłaka miało być zwrócenie się do Państwowej Komisji Ochrony Przyrody z przedstawieniem tej sprawy i z prośbą o interwencję u właściwych władz. Odpowiednio zredagowane przepisy o zbieraniu w lasach widłaka mogą zapobiec niszczeniu rośliny.
Kolejne głosy ze strony środowiska farmaceutycznego wywołał artykuł wspomnianego już Władysława Szafera pt. „Niszczenie Przyrody pod hasłem użytkowania roślin leczniczych”, opublikowany w roku 1931 na łamach czasopisma „Ochrona Przyrody”. Na zarzut bardzo ciężki, lecz słuszny profesora Szafera odpowiedział w artykule „Ochrona przyrody i rośliny lekarskie” („Wiadomości Farmaceutyczne”, 1932) warszawski aptekarz – magister Wacław Grochowski. Na wstępie z pokorą przyznawał, że instytucyje naukowe i zawodowe, których zadaniem i obowiązkiem jest ochronić naszą florę lekarską, jako część ogólnej flory, przed zagładą; a w szczególności jej rzadkie lub nawet ginące – zabytkowe gatunki, nie wypełniły zupełnie swego zadania. Następnie proponował zastanowienie się, w jaki sposób (…) powinny być dostarczane instytucyjom, trudniącym się handlem roślinami lekarskiemi, czy też aptekom surowce roślinne i retorycznie zapytywał: czy zbierać je należy ze stanu dzikiego, jak się działo dawniej – często rabunkowo, bez względu na ograniczone występowanie rośliny – czy też idąc za wskazówkami postępów nauki, należałoby je hodować, uwzględniając różne warunki korzystne dla ich jakościowego i ilościowego rozwoju. Magister Grochowski ubolewał, w jaki sposób odbywa się obecnie zbiór roślin leczniczych: zbierają je prawie bez żadnego kierunku po lasach, łąkach, na torfowiskach prawie w całej Polsce przeważnie kobiety wiejskie, oraz dzieci. Bardzo często zbieracze ziół tych spieniężyć nie mogą, gdyż zbierane są rośliny nie mające większego zastosowania w lecznictwie, a co gorsza – rośliny wartościowe zbierane i przechowywane są w sposób niewłaściwy.

Zimowit jesienny
Ze zbiorów autora.
Autor z satysfakcją odnotowywał, że racjonalnie zbiór odbywa się jedynie w tych miejscowościach, w których aptekarze miejscowi ujęli go w swoje ręce i prowadzili, lub prowadzą planowo. Niestety – przed paroma laty powstałe różne firmy zielarskie zaczęły „szkolić” zbieraczów roślin lekarskich w wielu dzielnicach Polski, wskutek czego przybyło jeszcze więcej „oświeconych zbieraczów”, których celem było dostarczyć tym firmom jak największych ilości surowca, bez względu na to, w jaki sposób się go otrzyma. Wymienił także Grochowski kilka oderwanych przykładów z całokształtu niszczenia roślinności przez element mało oświecony. Ubolewał m.in. nad wyniszczonym w niektórych okolicach Polski miłkiem wiosennym oraz unikatami flory naszej – macierzanką wschodnią i macierzanką wczesną, zbieranymi zamiast zwykłej macierzanki… Wspomniał także o niezmiernie rzadkich gatunkach brzozy – ojcowskiej, niskiej i karłowatej, którymi zbieracze zastępują skupowane surowce z brzóz omszonej i brodawkowatej, zauważając z przekąsem, że kobieta wiejska jest wówczas zadowolona, że są to niskie krzewy i łatwo zebrać z nich surowiec…
Po przedstawieniu tego niezbyt optymistycznego obrazu magister Grochowski przeszedł do kilku przykładów, służących jako dane, tyczące się (…) rozmieszczenia wybranych roślin leczniczych wymagających ochrony w całej Polsce, lub też w niektórych jej dzielnicach. Po pierwsze sugerował, aby całkowicie zaprzestać zbioru huby modrzewiowej, przęśli ostrej, naparstnicy purpurowej, miłka letniego i szkarłatnego oraz pomurnika lekarskiego, jako najbardziej zagrożonych. Natomiast ograniczony powinien zostać zbiór pokrzyku wilczej jagody i kupalnika górskiego (arniki) poza Karpatami i Podkarpaciem. Z kolei mącznicę zbierać można – zdaniem Grochowskiego – wyłącznie w północnej części niżu, jako że występuje tam często. Szczególną uwagę poświęcił autor miłkowi wiosennemu, przez rabunkowy zbiór (…) doszczętnie zniszczonemu. Roślinie tej należy się bardzo dbała opieka, a do celów leczniczych należy ją hodować. Wielką uwagę zalecał cytowany autor przy zbiorze bylicy piołunu, tak aby nie zebrać przypadkowo rzadkich bylic: austriackiej, pontyckiej i miotłowej. Podobnie rzecz miała się z kozłkami – Valeriana montana, V. tripteris oraz V. transsilvanica, które można było łatwo pomylić z często spotykanym kozłkiem lekarskim. Obszernie omówiona została nadzwyczaj ważna (…) kwestja zbioru korzeni goryczek. Magister Grochowski sugerował, aby wymienianą przez urzędowe lekospisy goryczkę żółtą z powodu rzadkiego (…) występowania ochraniać. Pewnym rozwiązaniem byłoby stosowanie równorzędnych pod względem zawartości substancji goryczowych: goryczki trojeściowej, wąskolistnej, orzęsionej i krzyżowej, jednak – jak zastrzegał autor – z powodu bardzo dużego zapotrzebowania Goryczek oraz znacznego wytępienia ich nie tylko u nas, lecz i w calowej Europie, a także rzadkiego występowania wielu gatunków, należy zachować dużo uwagi, aby nie wyniszczyć rzadkich, a nawet niekiedy bardzo rzadkich (…) gatunków.

Lulek czarny (Hyoscyamus niger) na rycinie z roku 1860.
Ze zbiorów autora.
Jakie rozwiązania widział magister Wacław Grochowski wobec przedstawionych powyżej problemów? Przede wszystkim – uprawę zagrożonych roślin leczniczych, zapoczątkowaną oddawna przez wielu aptekarzy prowincjonalnych. Dzięki uprawie takiej otrzymujemy zdrowy pod każdym względem surowiec, podnosimy nasz przemysł, a także nie niszczymy przy zbiorze rzadkich gatunków flory naszej. Grochowski zreferował także projekt ochrony przyrody autorstwa profesora Władysława Szafera, który mówił m.in. o państwowym dozorze nad handlem roślinami leczniczymi, ścisłym rejestrowaniu zbieraczy ziół, a także wydawaniu im pozwolenia na zbieranie ziół w określonej porze roku i wyłącznie na określonym terenie. Niektóre spośród roślin leczniczych powinny być chronione nie tylko przed zbieraczami, ale także przed spacerowiczami, czy też wycieczkami szkolnemi; zrywać je wolno byłoby wyłącznie do celów naukowych. To samo dotyczyłoby określonych miejsc – parków przyrody, okolic dużych miast, letnisk, uzdrowisk. Cytowany przez Grochowskiego profesor Szafer sugerował także, aby środowisko farmaceutyczne włączyło się w dzieło ochrony przyrody poprzez wydawanie jednorocznych pozwoleń na zbiór ziół leczniczych. Instytucją wydającą takie pozwolenia miało być Polskie Powszechne Towarzystwo Farmaceutyczne. Miało ono także opiniować specjalnych kontrolerów pracy zbieraczów.

Naparstnica purpurowa (Digitalis purpurea)
Ze zbiorów autora.
Postulaty Szafera znalazły odbicie w referowanym w roku 1934 przez prasę farmaceutyczną projekcie ustawy o ziołach leczniczych. Sprecyzowano w nim nie tylko sposób uprawy roślin leczniczych oraz wymogi i uprawnienia zbieraczy ziół, ale także zastrzegano, że Minister Opieki Społecznej może po zasięgnięciu opinji Państwowej Naczelnej Rady Zdrowia lub na jej wniosek zakazać lub ograniczyć zbiór niektórych gatunków ziół dziko rosnących.
Kolejnym interesującym i oryginalnym głosem farmaceuty na temat ochrony przyrody był artykuł „Ochrona przyrody kwestją żywotną farmaceutów”, opublikowany w „Wiadomościach Farmaceutycznych” w roku 1933. Jego autorem był Czesław Mączka, student farmacji krakowskiego Oddziału Farmaceutycznego. Po typowo młodzieńczym, pełnym żaru i entuzjazmu wstępie (ochrona przyrody to dążenie do zmiany pojęć w egocentrycznym nastawieniu człowieka pośród gradacji stworzeń), przedstawił wykład na temat naukowych podstaw oraz form ochrony przyrody – rezerwatów, parków narodowych i ochrony gatunkowej. Najwięcej jednak miejsca poświęcił ochronie rośliny leczniczych, gdyż na tej (…) płaszczyźnie stykają się i zazębiają zagadnienia ochroniarskie z żywotnymi interesami farmaceutów. Ochronienie (…) tych roślin, obecnie w sposób tragiczny niszczonych czy to przez ludność podmiejską dla zysku przy sprzedaży na placach targowych, czy też przez zagranicznych eksploratorów (…) jest naszą kwestją żywotną. Zdumiewa dalszy, niezwykle racjonalny tok rozumowania młodego idealisty: zanim bowiem zabierzemy się do racjonalnej ich hodowli i uprawy, musimy pilnie dawać baczenie, abyśmy nie stanęli w chwili, gdy to przedsięweźmiemy, wobec faktu, że roślin tych w Polsce w ogóle nie będzie. Racjonalna zaś hodowla i uprawa roślin leczniczych będzie wymagała podstaw naukowych, opartych na badaniach i obserwacjach, które znów będą dokonywane właśnie na roślinach w stanie dzikim rosnących. Rozważania te uzupełnił Mączka liczącą sobie blisko 70 gatunków listą zagrożonych roślin leczniczych, opracowaną na podstawie kwestionariusza-ankiety, prowadzonej przez Zakład Botaniki Farmaceutycznej U.J. w Krakowie, na której znalazły się m.in. zimowit jesienny, tojad mocny, lulek czarny i wawrzynek wilcze łyko.

Tojad właściwy
Ze zbiorów autora.
Na zakończenie warto także wspomnieć, że organizacją, która w aktywny sposób włączyła się w ideę ochrony przyrody był powołany w roku 1931 Polski Komitet Zielarski, w skład którego wchodziło bardzo wielu farmaceutów. Statutowo zobowiązany do troski o rozwój produkcji roślin leczniczych i uporządkowanie (…) zielarstwa, opierając się na zdobyczach naukowych, musiał zając się także i ochroną roślin leczniczych. Nic więc dziwnego, że na Kursach Zielarskich organizowanych przez Polski Komitet Zielarski dla aptekarzy w drugiej połowie lat trzydziestych wykładano m.in. zagadnienie Zielarstwo a ochrona przyrody.
dr n. farm. Maciej Bilek