maj 2015, nr 105/83 online
W poprzednich odcinkach cyklu „Lepsza, doskonalsza, szlachetniejsza…” omówiliśmy wizję apteki-laboratorium, apteki-placówki zdrowia publicznego i apteki-miejsca pracy naukowej. Zdumiewał nas rozmach z jakim myślano o ówczesnych aptekach: miejscach, w których spełniają się piękne idee i realizują szczytne cele, będących jednocześnie nieodłącznym elementem nowoczesnego państwa. Wydawać by się mogło, że działacze zawodowi nie byliby już w stanie przypisać tymże aptekom kolejnych „lepszych i doskonalszych” funkcji! Tymczasem to właśnie w okresie dwudziestolecia międzywojennego skrystalizowała się idea apteki jako „ośrodka propagandy zielarskiej”, aptekarza zaś – jako instruktora rozpoznawania i zbioru roślin leczniczych, plantatora, krzewiciela kultury zielarskiej…
Temat zielarstwa na łamach „Aptekarza Polskiego” miałem już okazję poruszać wielokrotnie, m.in. w artykułach „Sprawy zielarskie” [1], „Ochrona przyrody kwestją żywotną farmaceutów” [2], „Przedwojenne kuracje ziołowe” [3], czy wreszcie w publikacjach, poświęconych działalności okręgowych izb aptekarskich w Lublinie [4] i Warszawie [5]. Tematem niniejszego opracowania nie będzie oczywiście zjawiskowy wręcz rozwój zielarstwa w II Rzeczpospolitej i wkład weń polskich farmaceutów, a jedynie miejsce w nim aptek i aptekarzy.
Jaka była geneza apteki, jako „ośrodka propagandy zielarskiej”? Już od samego początku dwudziestolecia międzywojennego działacze zawodowi nawoływali, by aptekarze prowincjonalni sami podejmowali uprawy roślin leczniczych i w ten sposób uniezależniali się finansowo od hurtowników. Polska, będąca wówczas krajem typowo rolniczym, stanowić mogła przecież zagłębie produkcji zielarskiej, a tymczasem – wiele hurtowni zioła sprowadzało z zagranicy, sprzedając je następnie do aptek, które graniczyły nieomalże z naturalnymi stanowiskami tych samych gatunków! Na paradoks ten zwracano uwagę przez cały okres dwudziestolecia międzywojennego: mimo ogromnego bogactwa ziół leczniczych w Polsce, Polska, zamiast eksportować zioła, importuje je corocznie za sumę kilku miljonów złotych… pisano w „Wiadomościach Farmaceutycznych”.
W latach dwudziestych głosy tego typu były nieliczne. W cytowanym już w pierwszym odcinku cyklu artykule magistra Michała Mutniańskiego „Co może i powinien robić aptekarz na prowincyi oraz jak go odpowiednio wykształcić i pokierować” z roku 1920 autor pisał: aptekarz, na prowincyi mieszkający, może i powinien mieć szerokie pole i zadanie swego zajęcia (…). Jeżeli ma kawałek ziemi lub ogród, to oprócz aptecznego zajęcia, może dać impuls w rozmaitych kierunkach, czy to w pouczaniu i wyszukiwaniu roślin danej okolicy, któreby mogły być spożytkowane do użycia lekarskiego, także wyszkolenie ludzi, zbieraczy roślin, mogłoby dać dobry zarobek wielu ludziom obok korzyści dla właściciela i wewnętrznego zadowolenia, że się coś pożytecznego stwarza dla kraju. Magister Mutniański podawał konkretne przykłady: aptekarz w swoim (…) ogrodzie dla przykładu drugich robić może próby w hodowli roślin lekarskich odpowiednio do gleby i klimatu. Weźmy dla przykładu ślaz, powszechnie znany, jest to roślina nader łatwa do prowadzenia, a jednak dlaczego nikt u nas nie pomyślał, aby tę roślinę można korzystnie wyhodować? Podsumowywał zaś: dział ten zbierania i kultywowania roślin lekarskich dawno powinien być wznowiony i wyspecjalizowany w naszym kraju, bo to kraj rolniczy.
Ilustracja 1. Reklama nowotarskiej apteki,
dzierżawionej przez magistra Eugeniusza Dąbrowskiego,
zamieszczana niemal przez cały rok 1921 w „Kronice Farmaceutycznej”.
Przejawów owego zbierania i kultywowania roślin lekarskich pojawiało się w miarę upływu czasu w środowisku aptekarskim coraz więcej. Na łamach „Nowego Czasopisma Aptekarskiego” publikowane były kalendarzyki dla zbieraczy ziół, opisujące, jakie zioła kwitnące, liście, kwiaty, czy też nasiona zbierać należy w danym miesiącu. Wszelkich wskazówek dotyczących uprawy i zbioru roślin leczniczych udzielał wówczas Wydział Farmaceutyczny Ministerstwa Zdrowia Publicznego. Powołując się właśnie na Wydział Farmaceutyczny redakcja „Wiadomości Farmaceutycznych” apelowała do aptekarzy już samym tytułem artykułu „Zbierajcie zioła!”, zamieszczonym w lipcowym numerze z 1921 roku. Apteki są to instytucje, które docierają najbliżej do ludu, zbierającego zioła, one przeto mogą zrobić najwięcej w kierunku rozbudzenia tego przemysłu u nas i zaopatrzyć się na cały rok w surowce roślinne. Redakcja podkreślała, że w ten sposób stworzy się nowe źródło zarobku w kraju i zażegna głód ziołowy naszego rynku. Każda więc apteka – pisano – winna się starać o zabranie w największych ilościach tego, co w jej okręgu rośnie w obfitości i później przy pośrednictwie wielkich hurtowni miejskich zamienić te surowce na zioła, których im brak. Jak podkreślano aptekarze, jako specjaliści, powinni spopularyzować te sprawy, zwrócić się do szkół wiejskich, do leśniczych w lasach rządowych i prosić o współdziałanie, zachęcać dzieci, starców i kobiety wiejskie do zbierania ziół. (…) Aby przeto nie zależeć od wypadku i konjuktur rynkowych, trzeba się postarać zebrać jaknajwięcej ziół leczniczych w ciągu tego sezonu. W roku 1925, redaktor „Wiadomości Farmaceutycznych” magister Franciszek Herod, we właściwym sobie tonie definiował rolę, jaką w produkcji zielarskiej powinni odgrywać farmaceuci: w porozumieniu z nauczycielami lub księdzem, wreszcie sami, winni organizować wycieczki botaniczne w najbliższej okolicy tak dziatwy szkolnej, jak i dorosłych wieśniaków lub nawet mieszczan. Ponadto prowadzić powinni aptekarze edukację zbieraczy ziół, co i jak zbierać należy.
Ilustracja 2. Reklama grybowskiej apteki,
zamieszczana w kilku numerach „Kroniki Farmaceutycznej” z roku 1922.
W latach trzydziestych, wraz z rozwijającą się działalnością Polskiego Komitetu Zielarskiego, aptekarze zaczęli zyskiwać w polskiej produkcji zielarskiej trwałe miejsce. Już w samych strukturach PKZ pełnili polscy farmaceuci poczesne miejsce. Prezesem był znany doskonale Czytelnikom „Aptekarza Polskiego” profesor Bronisław Koskowski, który jak podsumowywały „Wiadomości Farmaceutyczne” nadał Komitetowi właściwy kierunek, nie zrażając się żadnemi przeciwnościami, doprowadził do tego, że Polski Komitet Zielarski stał się instytucją, odgrywającą poważną rolę w życiu gospodarczem kraju. Z tego też powodu w 1935 nadano ustępującemu prezesowi członkostwo honorowe. Kolejnym członkiem honorowym został magister farmacji Jan Biegański, jeden z pionierów zielarstwa polskiego. Ale na tym nie koniec związków PKZ z aptekarstwem: lokal na biuro użyczyło PKZ Warszawskie Towarzystwo Farmaceutyczne, początkowo bezpłatnie, a następnie za symboliczną opłatą. Także w siedzibie Towarzystwa, przy ulicy Długiej 16, odbywały się walne zgromadzenia Komitetu. W roku 1935 do PKZ należało około 150 farmaceutów na około 600 członków. Pracownicy polskich uczelni farmaceutycznych prowadzili prace naukowe PKZ, podobnie jak liczne terenowe prelekcje i referaty. Redakcja „Wiadomości Farmaceutycznych” bezinteresownie redagowała miesięcznik Komitetu, zatytułowany „Wiadomości Zielarskie”, a redaktor pierwszego wymienionego czasopisma, magister farmacji Franciszek Herod, był jednocześnie członkiem zarządu i sekretarzem PKZ. W składzie Zarządu znajdował się także pracownik redakcji „Wiadomości Farmaceutycznych” – magister farmacji Marian Rostafiński. Ponadto szereg aptekarzy i farmaceutów zasiadało w Komisji Rewizyjnej i Komisji Rozjemczej PKZ.
Ilustracja 3. Reklama zbiornicy ziół leczniczych „Flora”
zamieszczana w „Kronice Farmaceutycznej” z 1922 roku.
Miejsce aptekarzy w zielarstwie polskim nie podlegało wówczas dyskusji. Doktor Maria Bernerówna pisała w roku 1938: tylko farmacja (aptekarstwo) z racji czteroletnich studiów uniwersyteckich daje odpowiednie przygotowanie do fachowego i odpowiedzialnego decydowania w sprawach wartości ziół, badania chemicznego i biologicznego ich czynnych składników na ustrój żywy. Zdaniem autorki farmaceuci zatem stać muszą na straży wartości roślin leczniczych znajdujących się w obrocie handlowym i pilnie baczyć, by przez nieświadomość odnośnie uprawy ziół nie zmieniały one lub traciły przypisywanych im własności leczniczych a przez to nie narażały na szwank zdrowia publicznego.
Wyrazem pozycji aptekarzy w „propagandzie zielarskiej” może być fakt, że Polski Komitet Zielarski na wakujące posady instruktorów zielarskich poszukiwał farmaceutów. Zarząd Zrzeszenia Wojewódzkiego Związku Pracy Obywatelskiej Kobiet w Brześciu nad Bugiem wymagał, aby instruktorem wędrownych kursów zielarskich był dyplomowany magister farmacji. Podobny warunek stawiała Śląska Izba Rolnicza. Z kolei Zjednoczenie Młodzieży Polskiej, przystępując do racjonalnej i systematycznej zbiórki ziół leczniczych w Polsce, zwracało się za pośrednictwem „Wiadomości Farmaceutycznych” z prośbą do aptekarzy o życzliwe popieranie przez udzielanie wskazówek co do lokalnego zapotrzebowania ziół leczniczych w poszczególnych okręgach aptek i przez kupno tych ziół od Stowarzyszeń Młodzieży Polskiej i ich członków. Do apelu przyłączyła się redakcja czasopisma pisząc: akcję SMP, jako bardzo pożyteczną, należałoby ze wszech miar popierać. (…) To też zwracamy się do Szanownych Panów Aptekarzy, aby nie odmawiali fachowej pomocy zielarzom z SMP, lecz by zechcieli współpracować z niemi życzliwie, oczywiście w miarę indywidualnej możliwości. Redaktorzy „Wiadomości Farmaceutycznych” powoływali się na rozmaite racje: zapewne jest to trud, to uczenie młodych „dostawców” „dostawy”, ale jest to trud, który się aptece wynagrodzi, bądź to finansowym zyskiem przy tańszym zakupie dobrych ziół z pierwszej reki, bądź to zyskiem ideowym, tem, że się spełnia swe kulturalne zadanie inteligenta i na swym odcinku życia szerzy się zdrowa oświata i użyteczne zajęcie. Wreszcie zdaniem „Wiadomości Farmaceutycznych” zielarska współpraca aptek z młodzieżą SMP (…) posłużyłaby (…) do podniesienia fachowego autorytetu aptekarzy w społeczeństwie i do wzmożenia zaufania do nich. Młodzież, otrzymując wskazówki od aptekarzy, stałaby się już dziś łącznikiem między apteką i społeczeństwem. Mało tego – za kilka lat młodzież ta dorósłszy jeszcze większy będzie miała wpływ na ułożenie się stosunków między apteką a publicznością. Zatem nawiązanie stosunków i współpracy między młodzieżą SMP a aptekami byłoby równocześnie propagandą aptek i zakupywania w nich lekarstw.
Ilustracja 4. Stanowisko Polskiego Komitetu Zielarskiego
na I Wystawie Szpitalnictwa w Warszawie.
„Wiadomości Farmaceutyczne” 1938, nr 40, s. 589.
Zagadnienia zielarskie były nieodłącznym elementem rozmaitych kursów, organizowanych przez instytucje zawodowe. I tak w programie kursu organizowanego w roku 1937 przez Towarzystwo Przyjaciół Wydziałów i Oddziałów Farmaceutycznych przy Uniwersytetach w Polsce znajdują się „Zagadnienia związane z uprawą roślin leczniczych w Polsce”. Z kolei w o rok późniejszym kursie dokształcającym dla farmaceutów zorganizowanym przez Gremium Aptekarzy Małopolski Zachodniej w Krakowie w porozumieniu z Wydziałem Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego przekazywano „Uwagi o polskim zielarstwie”. Także sam PKZ zorganizował w roku 1935 blisko dwutygodniowy teoretyczno-praktyczny kurs zielarski. Jako słuchacze uczestniczyli w nim także aptekarze, a wykłady wygłaszane przez najwybitniejszych specjalistów były demonstrowane żywemi roślinami oraz kolekcjami ziół przemysłowo-lecznicznych. Ponadto uczestnicy kursu mieli okazję wziąć udział w wycieczce florystycznej, zwiedzali plantację roślin leczniczych, ogród botaniczny Uniwersytetu Warszawskiego oraz szereg hurtowni i przetwórni ziół.
Tematyka zielarska była w latach trzydziestych w aptekarskim środowisku wszechobecna. Do aptekarzy adresowane były praktyczne informacje, zamieszczane na łamach czasopism farmaceutycznych lat trzydziestych, dotyczące m.in. zapotrzebowania PKZ na konkretne surowce, czy też terminu zbiorów danych gatunków. W „Kalendarzu Farmaceutycznym” z roku 1939 znajdujemy z kolei szczegółowe instrukcje zbioru, m.in. sporyszu, widłaka, kwiatu konwalii, bzu czarnego i chabru bławatka, malin.
Ilustracja 5. Uczestnicy pierwszego kursu zielarskiego,
organizowanego przez Polski Komitet Zielarski.
„Wiadomości Farmaceutyczne” 1935, nr 28, s. 407.
Nie brakło także tak częstych na łamach czasopism farmaceutycznych apeli i wezwań, kierowanych do aptekarzy. Podpisywali je najwybitniejsi przedstawiciele zawodu. W 1936 profesor Bronisław Koskowski zapytywał: jaki jest udział aptekarzy prowincjonalnych w hodowli i zbieraniu roślin leczniczych? W rok później profesor Jan Muszyński pisał: wyrażając więc radość, że farmaceuci polscy zainteresowali się sprawą zielarstwa, wyrażam jednocześnie gorące życzenie, aby to się nie skończyło na platonicznych uczuciach, ale żeby koledzy farmaceuci rozwinęli w tym kierunku praktyczną działalność. A pól praktycznej działalności widział zasłużony piewca zielarstwa wiele: aptekarze, skupując zioła od ludności, przyczynią się do spopularyzowania zielarstwa w kraju, dadzą możność zarobku okolicznym włościanom i poprawią jednocześnie własne interesa. Muszyński zaznaczał, że prowincjonalni aptekarze posiadają częstokroć ogródki, w których mogliby chociażby tylko w celach propagandowych i pokazowych uprawiać na małą skalę te lub inne zioła lecznicze, aby zaznajamiać z nimi ludność i dostarczać sadzonek. Jak zwykle praktyczny, Profesor pisał: nasi aptekarze wiejscy narzekają częstokroć na mały obrót w swych aptekach, a tymczasem w hurtowniach ziołami mogliby (…) płacić za inne potrzebne im towary. W roku 1935 do polskich aptekarzy odezwę wystosował Zarząd Główny Polskiego Powszechnego Towarzystwa Farmaceutycznego, uważając, że znakomicie rozwijającemu się zielarstwu polskiemu pomóc powinni w pierwszym rzędzie aptekarze. Tym razem nie żądamy od Was ofiarności – zastrzegał Zarząd PPTF. Apelowano do Kolegów o kwestie bardzo konkretne, mianowicie aby pokrywali zapotrzebowanie swych aptek w pierwszym rzędzie u miejscowych drobnych plantatorów i zbieraczy, a także by płacili za te zioła ceny, ustalane co pewien czas przez Polski Komitet Zielarski i podawane w „Wiadomościach Farmaceutycznych”. Z kolei od okręgów PPTF zażądano, by starały się (…) znaleźć sposób sfinansowania akcji skupu ziół leczniczych i ustaliły wielkość zapotrzebowania na zioła poszczególnych aptek.
Warto zadać pytanie – jak wielu aptekarzy czyniło ze swych aptek „ośrodki propagandy zielarskiej”? Wiemy, że w samej tylko południowej Małopolsce trzech aptekarzy: Józef Hodbod z Grybowa, Edward Dąbrowski z Nowego Targu oraz Teofil Majkut z Czchowa prowadziło w latach dwudziestych wśród okolicznej ludności skup lub samodzielne uprawy ziół, które następnie sami oferowali swym kolegom-aptekarzom. W czasopismach farmaceutycznych wymienieni aptekarze zamieszczali reklamy swej działalności, które reprodukowane są powyżej. Wiemy, że magister farmacji Józef Wędkowski, dzierżawca apteki w Lublinie, był według relacji „Wiadomości Farmaceutycznych” cenionym działaczem i pionierem uprawy roślin wśród drobnych rolników w Lubelszczyźnie. Wiemy, że magister Stanisław Zakrzewski, właściciel apteki w Królewszczyźnie, w porozumieniu z Polskim Komitetem Zielarskim, prowadził sprzedaż sadzonek roślin leczniczych. Nie wiemy niestety, jaki był odzew aptekarzy np. na apel Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej. Być może wielu aptekarzy pytało – przytaczając słowa z łamów „Nowego Czasopisma Aptekarskiego” – „Skąd znaleźć na to czas?”. Działacze zawodowi byli jednak niestrudzeni, bowiem i na tak postawione pytanie potrafili znaleźć odpowiedź i przekazać ją kolegom pracującym w aptekach: możnaby w wielu wypadkach znaleźć [czasu] dość dużo, skoro by się użyło i zainteresowało siłę, która prawie w każdej aptece się znajduje, t.j. żonę i dzieci…
dr n. farm. Maciej Bilek
Piśmiennictwo u autora
[1] Migawki z dziejów Naczelnej Izby Aptekarskiej. Sprawy zielarskie. „Aptekarz Polski” 2013, nr 5.
[2] „Ochrona przyrody kwestją żywotną farmaceutów”. „Aptekarz Polski” 2009, nr 9.
[3] Przedwojenne kuracje ziołowe. „Aptekarz Polski” 2009, nr 12.
[4] Migawki z dziejów polskich izb aptekarskich. Okręgowa Izba Aptekarska w Lublinie. „Aptekarz Polski” 2012, nr 4.
[5] Migawki z dziejów polskich izb aptekarskich. Okręgowa Izba Aptekarska w Warszawie. „Aptekarz Polski” 2012, nr 2.