Personal branding – jak każdy termin zapożyczony i przetransponowany na grunt rodzimy – wymaga wypuszczenia z niego powietrza, odczarowania, odebrania nimbu wyjątkowości i odarcia z tabu tworzonego zwykle przez tych, którzy mają się za proroków tego, co postępowe.
Mówmy więc o naszym profesjonalnym wizerunku, a także – co istotniejsze – tym, co się nań powinno składać. To jest realnych kompetencjach, osiągnięciach i usługach, które możemy z czystym sumieniem świadczyć.
Śladami Konfucjusza
Personal branding tłumaczymy na język polski jako markę osobistą. Pojęcie to nastręcza jednak pewnego kłopotu we właściwym przypisaniu do adresata. Pojawia się bowiem pytanie, czy markę osobistą posiada każdy (lub też czy każdy nią jest), czy też może jest czymś wymagającym wykreowania? Wydaje się właściwszym przyjęcie pierwszego rozwiązania i potraktowanie terminu personal branding bardzo szeroko – jako swego rodzaju całokształtu aktywności zawodowych człowieka, którymi może legitymować się na arenie, jaką jest rynek pracy.
„Wybierz pracę, którą kochasz, a nie będziesz musiał pracować nawet przez jeden dzień w swoim życiu”
Pracę nad marką osobistą warto rozpocząć od mądrych słów Konfucjusza: „Wybierz pracę, którą kochasz, a nie będziesz musiał pracować nawet przez jeden dzień w swoim życiu”. To piękna maksyma, która powinna skłonić do refleksji. Tej natomiast doskonale służą pytania wywiedzione z metod autoterapii i self-coachingu. Warto zapytać więc samych siebie:
- co sprawia mi przyjemność i dostarcza satysfakcji?
- dlaczego to sprawia mi przyjemność i dostarcza satysfakcji?
- co najbardziej w tym sprawia mi przyjemność?
- czego brakuje mi, by czuć przyjemności i satysfakcji więcej?
- co mógłbym zrobić inaczej, by przyjemność i satysfakcja były większe?
Jeśli jednak wciąż poszukujemy i pozostajemy z ciągłą niewiadomą w fazie pytania pierwszego, warto może sformułować pytania nieco inaczej:
- kiedy odczuwam największą przyjemność i satysfakcję?
- jak mogę połączyć to z życiem zawodowym?
- skąd mogę dowiedzieć się, jak z tych działań uczynić swój zawód lub część życia zawodowego?
- z kogo mógłbym wziąć przykład?
- jaki będzie pierwszy krok?
Pierwszy zestaw pytań nie wyklucza drugiego. Można je mieszać, modyfikować, doprecyzowywać, dodawać kolejne. Moc pytań otwartych skierowanych do samych siebie tkwi w ich wymagającej namysłu formule. Nie odpowiemy zdawkowo „tak”, „nie”, „nie wiem”. Jeśli chcemy być wobec siebie uczciwi oraz wykazać się troską o swoje dziś i jutro, warto rzetelnie podejść do sprawy.
Przy okazji można by spytać, dlaczego zwykła rozmowa z terapeutą przynosi często kolosalne rezultaty. Bo przez bitą godzinę mówimy o sobie i siebie słuchamy podążając za mądrze zadanymi pytaniami. Czy bowiem na co dzień pozwalamy sobie na przywilej chociażby 10 minut aktywnej, wypowiadanej na głos autorefleksji? Niby to tak niewiele, ale jednocześnie swoista dziwaczność tej aktywności skutecznie zmniejsza szansę na jej zagoszczenie w naszej rzeczywistości. Bo jak to miałoby wyglądać? Że usiądziemy w samotności i zaczniemy ze sobą rozmawiać? Czy może zadamy sobie kilka pytań i podejmiemy trud udzielenia odpowiedzi – sami lub w czyjejś obecności? Tak. Co w tym złego?
Jeśli jednak ta wokalna forma introspekcji nas nie przekonuje, weźmy kartkę i długopis w dłoń, a następnie zapiszmy swoje przemyślenia. Możemy stawiać pytania, po czym na nie odpowiadać, lub po prostu pozwolić strumieniowi swoich myśli wylewać się z głębi na papier.
Miłość z rozsądku
Niektórym z nas słowa Konfucjusza wydadzą się naiwne. Usłyszymy, że młody człowiek udając się na studia nie miał zielonego pojęcia o tym, co chce w życiu robić. Lubił po prostu określone przedmioty, dlatego może wybrał farmację, medycynę czy prawo. Jednak z drugiej strony, kończąc studia, początkujący farmaceuta może mieć poczucie znacznego ukierunkowania. Oto bowiem właśnie zdobył prestiżowy zawód o wielowiekowej tradycji, na którego reprezentantów zapotrzebowanie nigdy nie wygaśnie. Podobnie jak na pracę lekarzy, nauczycieli czy adwokatów.
Nie zawsze jednak sprawy mają się tak jednoznacznie, że bez cienia wątpliwości idziemy w jednym, wytyczonym wcześniej kierunku. Czy jeśli więc świeżo dyplomowany farmaceuta nie potrafi znaleźć odpowiedzi na pytanie, czy farmacja jest jego pasją, istnieje szansa, że jednak pasją się stanie? Na pewno trzeba dać sobie szansę, pielęgnując świadomość wysiłków włożonych w to, by dotrzeć do miejsca, w którym się znaleźliśmy.
Jak niekiedy mogliśmy usłyszeć od naszych babć i prababć – miłość przychodzi także z czasem, a małżeństwa z rozsądku wcale nie są skazane na bycie nieszczęśliwymi. Wybitna anatom, prof. Janina Sokołowska-Pituch, w udzielonym krótko przed śmiercią wywiadzie, przyznała, że rozpoczynając studia lekarskie na Uniwersytecie Lwowskim nie zastanawiała się nad tym, czy dany przedmiot ma sens, czy program jest ciekawy, czy organizacja kształcenia jest odpowiednia – uznała, że nie ma sensu roztkliwiać się nad rzeczami, na które nie ma się wpływu i trzeba po prostu zaufać, że tak ma być. I koniec.
Postępując bowiem krok za krokiem na wytyczonej ścieżce odkrywamy bowiem z chwili na chwilę, że owa ścieżka jest coraz bardziej nasza – już nie nowa i nie obca, lecz przedeptana i oswojona. Jedna z zasad starorzymskiej pedagogiki głosiła, że rzeczy powtórzone podobają się (łac. „Bis repetita placent”). Była to zachęta do wytrwałego zgłębiania nauki nawet jeśli początkowo jawi się jako nieprzenikniona materia, tak bardzo daleka od naszych predyspozycji.
Z kolei buddyjski mędrzec Śantidewa dodawał: „Nie ma rzeczy, w której nie mógłbyś z czasem nabrać wprawy”. I wcale się nie mylił, co potwierdzają współczesne badania nad plastycznością mózgu, polegającej między innymi na tym, że rozwijane umiejętności znajdują swoje biologiczne korelaty w postaci powiększających się fizycznie rejonów zawiadujących daną czynnością (dość wspomnieć o odkryciach Paula Bach-y-Rity nad osobami niewidzącymi czy Eleanor Maguire nad londyńskimi taksówkarzami). Mówiąc wprost, im częściej wykonujemy daną czynność, tym mocniejsza jej reprezentacja neuronalna w naszym mózgu. I tym większa sprawność, do której dochodzimy krok po kroku.
Ekspert z Internetu?
Bezprzykładny postęp technologiczny, który odbywa się (jako proces ciągły) na naszych oczach, sprawia, że konkurencja na rynku pracy również ulega znacznym przeobrażeniom. Dostępność kanałów społecznościowych oraz platform video, umożliwiających prezentację swoich dokonań powoduje, że nie zawsze kompetencja zajmuje miejsce na podium zainteresowania społecznego.
Nie ma sensu jednak obrażać się na świat, że nie zawsze premiuje tych, którzy na to zasłużyli. Jak pytał z przekorą twórca psychoterapii poznawczej – Albert Ellis: czy istnieje odgórne prawo wszechświata mówiące, że nie możemy doświadczać niesprawiedliwości? Następnie dopytywał: czy ktokolwiek gwarantował nam, że ludzie musza być dla nas mili, a miejsce, w którym żyjemy sprzyjające naszemu dobrostanowi? Odpowiedź jest oczywiście przecząca. Choć wolelibyśmy, aby było inaczej.
Jak zatem radzić sobie w świecie, w którym autorytetem medycznym dla setek tysięcy osób staje się dowolny celebryta lub inżynier górnictwa? Być może z pomocą przyjdzie nam starożytny filozof Plotyn, który w swoich „Enneadach” zawarł piękne wezwanie: „Wróć do siebie i patrz”. W słowach tych znajdujemy echa maksymy zdobiącej wejście do świątyni Apolla w Delfach: „Poznaj samego siebie” i które z całą mocą – jako esencję codziennej praktyki – starał się urzeczywistniać Sokrates. Wróćmy do siebie i odpowiedzmy sobie (najlepiej pisemnie) na kilka kolejnych pytań:
- jakie zdobyłem/am wykształcenie?
- jakie są moje osiągnięcia edukacyjne?
- jakie są moje osiągnięcia zawodowe?
- w czym jestem ekspertem?
- jakie są moje silne strony jako specjalisty?
- nad czym chciałbym/abym popracować?
- jakie trzy rzeczy w rozwoju zawodowym zrobię w najbliższym czasie?
Jest niezwykle istotnym, by wszelkie zaplanowane kroki do osiągnięcia jak najszerzej opisanego celu (w tym pomóc może popularny w psychologii model SMART), zaplanować z przypisanymi im terminami. Jeśli więc planujemy w najbliższym czasie odbyć kurs doszkalający, zapiszmy w kalendarzu datę przejrzenia dostępnej na rynku oferty, wysłania zapytań, aplikowania czy wreszcie rozpoczęcia kursu. Bez ujęcia planów w sztywne karby terminarza można łatwo zrezygnować z konsekwentnego dążenia do tego celu. A cel bez planu realizacji – jak mawiał z kolei klasyk psychoterapii systemowej Milton Erickson – pozostaje jedynie płonnym marzeniem.
Nie każdy musi zakładać blog internetowy, stronę na facebooku czy kanał na youtube. Ale jeśli mamy chęć podzielenia się ze światem swoją wiedzą czy aktywnościami, dlaczego by tego nie zrobić? Kto, jak nie wykwalifikowany farmaceuta, ma legitymację do tego, by wypowiadać się w sprawie leków czy suplementów? Kto, jeśli nie farmaceuta, dysponuje wiedzą mogącą obnażyć manipulacje marketingowe, których ofiarami stajemy się mimowolnie każdego dnia? Wreszcie, kto jeśli nie farmaceuta lub lekarz, ma prowadzić profilaktykę z prawdziwego zdarzenia czy profesjonalną promocję zdrowia?
Obecnie w polskim Internecie znajdziemy co najmniej kilka godnych odnotowania inicjatyw farmaceutów i lekarzy, działający we wspomnianych wyżej obszarach. Jednym z nich jest młody pediatra, który z poświęceniem od kilku lat zwalcza przekłamania dotyczące zbawiennego wpływu witaminy C i niektórych suplementów na leczenie najcięższych chorób, w tym nowotworów. Obecnie profil lekarza na facebooku śledzi ponad 45 tysięcy osób, a ich liczba stale rośnie.
Inne ciekawe przedsięwzięcie prowadzi doktorant biologii z Poznania, gromadząc na swoim facebookowym fanpage’u ponad 155 tysięcy sympatyków. Podobnie jak wspomniany lekarz pediatra, tak również i ten popularyzator nauki zwalcza co sił medyczne mity, w tym szczególnie te związane z powodowaniem autyzmu przez szczepienia czy dotyczące wspomnianej witaminy C w farmakoterapii chorób onkologicznych.
Z kolei w serwisie blogowym blogspot.com pani magister farmacji przez kilka lat wytrwale publikowała merytoryczne wpisy obnażające przekłamania spotykane w reklamach produktów leczniczych. Blog zgromadził liczne grono wiernych czytelników, na których pytania autorka cierpliwie i fachowo udzielała odpowiedzi. Ostatni wpis pojawił się w październiku 2018 roku, wydaje się więc, że czasowo publikacje zostały zawieszone.
Nowa rola – nowe szanse
Wschodząca inicjatywa opieki farmaceutycznej otwiera przed farmaceutami nowe możliwości rozwoju zawodowego. Mogą stać się kimś więcej niż dotychczas – zarówno w lokalnym środowisku danej apteki, jak i w systemie ochrony zdrowia. Partycypowanie w procesie leczenia pacjenta to zadanie, do którego farmaceuci są doskonale przygotowani, choć jak dotąd system nie ułatwiał im realizacji tej możliwości. Farmaceuta-doradca, pracujący w przyaptecznym gabinecie może stać się dla pacjentów osobą w życiu codziennym niezbędną. Ktoś, do kogo można zwrócić się po pomoc i kto z miesiąca na miesiąc, i z roku na rok, zapracowuje na należne sobie uznanie i prestiż. Dzięki czasowi poświęconemu pacjentom, znajomości historii ich choroby i leczenia, farmaceuta wypracowuje sobie markę z prawdziwego zdarzenia, wpisując się coraz bardziej trwale w krajobraz codzienności ludzi, którzy zwracają się doń po wsparcie.
Nie każdy musi stać się z dnia na dzień blogerem czy wziętym facebookowiczem, choć właściwe wykorzystanie tych narzędzi, co pokazują przytoczone przykłady, może przynieść znakomite, edukacyjne i profilaktyczne efekty. Tworząc miejsca, w których internauci znajdą fachową wiedzę, dajemy odpór wszelkim pseudomedycznym narracjom. I nie jest to odpór polegający na zwalczaniu, lecz na kreowaniu alternatywy wobec kłamstw. Zamiast więc wylewać żółć z powodu cudzej niekompetencji, możemy stać się emisariuszami wiedzy i rzetelności. A to najlepsza marka, jaką człowiek oddany swojej misji, może wypracować.
dr n. o zdr. Adam Zemełka